#retro Zimowe ferie "za komuny"
Wakacje z misiem
Duże zakłady same organizowały zimowiska dla dzieci pracowników. Zamożniejsi płacili za kwatery w górach z własnej kieszeni. Ci bez własnych pieniędzy albo socjalnej pomocy mogli co najwyżej wyjść z maluchami na lodowisko albo górkę koło bloku. Wybrańcy jeździli w góry i robili zdjęcia z białym misiem.
Jak zimowisko organizowano w 1987 roku pokazano w Dzienniku Telewizyjnym z 27-go stycznia. Zobaczcie, co jedli, co pili i czego słuchali młodzi ludzie w końcówce PRL-u.
Zimowisko
Co można było robić na zimowisku poza rysowaniem laurek dla rodziców? Były apele, poranna gimnastyka, zabawy w grupach, robienie kolonijnej gazetki i obowiązkowo zielona noc na koniec turnusu.
Obiadki
Rodzice na dwa tygodnie (najczęściej) mogli odetchnąć od gotowania dla maluchów, bo ten obowiązek przejmowały kucharki na zimowiskach.
Harcerze
Wakacje w mieście starali się organizować harcerze. Nigdy nie byliśmy pod ich opieką, nie wiemy, jak sobie radzili.
Mama pomoże
Jak górka płaska, sanki zawsze pociągnie mama.
Mama założy
Mamy idealnie nadają się do przykręcania łyżew. Mało znany fakt.
Ślizgawka w mieście
Dzieciarnia na miejskiej ślizgawce pokazuje, że w grupie raźniej.
Po szkole
Lekcje się skończyły. Gdy dzieciaki lecą na ślizgawkę, teczki z książkami lądują na płocie obok. Ale pełna kultura, nic nie może się zamoczyć.
Osiedlowy Kasprowy
Osiedle nie było fajne, jeżeli nie miało swojej górki. W lecie można było zjeżdżać z niej rowerem, w zimie zastępowała Tatry.
Przestrzeń do jazdy
W latach 70-tych sklepy osiedlowe i parkingi nie zajęły jeszcze wszystkich fajnych miejsc na ślizgawkę. Było gdzie śmigać.
Przy stadionie
Koło Stadionu X-lecia w Warszawie też można było się wyszaleć
.
Miejski kulig
Sanie nie takie jak w górach, ale za to koni więcej.