Agresywny pies wydostał się z posesji. Kobieta pogryziona, jej terier nie przeżył
Dramatyczne sceny na Saskiej Kępie — podczas porannego spaceru z czworonogiem kobieta została zaatakowana przez agresywnego psa. Jak wskazuje tvn24.pl, jej pupil nie przeżył. Właścicielka, próbując go ratować, również została pogryziona. Mieszkańcy alarmują, że to nie pierwszy taki incydent z udziałem tego zwierzęcia.
Najważniejsze informacje
- Do ataku doszło na Saskiej Kępie, na ulicy Walecznych, we wtorek po godz. 16.
- Kobieta została pogryziona i trafiła do szpitala; jej niewielki pies zmarł w lecznicy.
- Sprawa została zgłoszona policji; prawniczka wskazuje na odpowiedzialność właściciela zwierzęcia.
We wtorkowe popołudnie na Saskiej Kępie spacer z psem zakończył się tragedią. Z relacji poszkodowanej wynika, że z jednej z okolicznych posesji wybiegł duży pies i zaatakował jej niewielkiego teriera. Jak podaje tvn24.pl, wszystko wydarzyło się na ulicy Walecznych po godz. 16. Świadkowie próbowali przerwać atak, a na miejsce wezwano pomoc.
Pani Elżbieta mówi, że szła z psem na smyczy, gdy nagle wybiegł duży czworonóg, określany jako pitbull albo amstaff, bez smyczy i kagańca. Zaskoczenie nie pozostawiło czasu na reakcję.
Próbowałam Leosia wyswobodzić z tych szczęk. Ten pies pojawił się nagle i po prostu go dopadł. Nie było żadnego ostrzeżenia, nie było interakcji między psami. Ten pies wybiegł bez żadnego zabezpieczenia, smyczy czy kagańca. Na moich oczach rozerwał mojego psa - relacjonowała kobieta w rozmowie z serwisem tvn24.pl.
Groźny incydent przed biurem Platformy. Zembaczyński: to był celowany atak
Świadkowie opisują akcję ratunkową na ulicy. Kobieta z pobliskiego punktu usługowego polała agresywnego psa wodą, inni próbowali odciągnąć zwierzę, a ktoś rzucił między psy kurtkę. Mimo tych prób atak trwał kilka minut i ustał dopiero po ponownym polaniu wodą. Niewielki pies, Leoś, nie przeżył.
Wszystko trwało mniej więcej cztery minuty. To jest tak szokujące, że tego nie da się "odzobaczyć" i "odsłyszeć" wrzasku pani Eli - relacjonowała kobieta, która była świadkiem całego zdarzenia.
Poszkodowana w szpitalu i zgłoszenie na policję
Kobieta odniosła obrażenia i wymagała pomocy medycznej. Spędziła jeden dzień w szpitalu, gdzie podano jej zastrzyki, m.in. przeciwko wściekliźnie i tężcowi. Ma złamane dwa palce i poranione dłonie. Zgłosiła sprawę do Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII przy ulicy Grenadierów, podkreślając, że w okolicy są dzieci i przedszkole, a pies z posesji miał już wcześniej biegać luzem.
Prawniczka Kinga Morlińska, wiceprzewodnicząca sekcji praw zwierząt przy Okręgowej Izbie Adwokackiej, wskazuje na odpowiedzialność właścicieli. Zwraca uwagę na obowiązek zabezpieczenia posesji tak, aby zwierzę nie mogło się wydostać. Jej zdaniem w grę wchodzi mandat z art. 77 Kodeksu wykroczeń oraz dalsze konsekwencje z uwagi na śmierć psa i obrażenia właścicielki.
Redakcja tvn24.pl przekazała, że wysłała pytania do KRP Warszawa VII i czeka na odpowiedź. W sobotę nie udało się uzyskać komentarza telefonicznie.