W Święto Niepodległości ulice stolicy wypełniły się tysiącami ludzi, którzy - jak co roku - wyruszyli w marszu. Flagi powiewały wysoko, rozbrzmiewały patriotyczne pieśni i okrzyki. Dzień, który miał być symbolem wspólnoty, ponownie stał się również areną politycznych manifestacji.
Wśród biało-czerwonych barw słychać było nie tylko głosy radości i świętowania, ale także sprzeciwu i gniewu. "Polska socjalna, nieliberalna!" - skandował tłum, niosąc transparenty i flagi. Obok nich pojawiały się też bardziej radykalne hasła, takie jak: "Stop imigracji, czas deportacji". Dla jednych to wyraz troski o kraj i jego przyszłość, dla innych uczestników - sygnał rosnących nastrojów nacjonalistycznych.
W powietrzu unosił się dym rac, a blask czerwonych świateł odbijał się od fasad warszawskich kamienic. W tłumie czuć było napięcie - mieszankę dumy, emocji i niepokoju. Jedni śpiewali, inni wznosili pięści i hasła polityczne.
11 listopada, dla wielu uczestników to wciąż dzień pamięci o przodkach i walce o wolność. Dla innych - okazja, by zamanifestować poglądy na współczesną Polskę.