Koniec procesu Marcina Kozy. Wywołał burzę w czasie pandemii
Zakończył się proces Marcina Kozy. To właściciel klubu Face 2 Face, który otworzył lokal w czasie pandemii. Mężczyzna wygłosił emocjonalną mowę końcową. Uważa, że jest ofiarą całej sytuacji - Otwarcie klubu było aktem odwagi. Ale i desperacji - mówił przed sądem przedsiębiorca.
Właściciel lokalu Face 2 Face z Rybnika wywołał burzę w czasie pandemii covid-19. Przedsiębiorca otworzył swój klub w styczniu 2021 roku. Obowiązywały wtedy rządowe obostrzenia pandemiczne.
Marcin Koza (wyraził zgodę na publikację wizerunku) został przez prokuraturę oskarżony o sprowadzenie zagrożenia epidemiologicznego. Jego proces ruszył w listopadzie 2024 roku. Śledczy domagają się kary grzywny 60 tys. zł. dla oskarżonego. Obrona właściciela klubu Face 2 Face wnosi o jego uniewinnienie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wicepremier z Polski 2050? Jednak ma być, wiadomo kiedy
Portal rybnik.com.pl poinformował, że w poniedziałek (21 lipca) zakończył się kilkumiesięczny proces mężczyzny. Strony wygłosiły mowy końcowe. Prokurator prowadząca sprawę twierdzi, że Koza sprowadził na ludzi zagrożenie zdrowia, a nawet życia.
W obliczu stanu epidemii na terenie całej Polski, posiadając niewątpliwie wiedzę o podejmowanych środkach zaradczych, zorganizował imprezy taneczne w zamkniętym pomieszczeniu dla setek osób bez realnej możliwości zachowania m.in. dystansu społecznego, bez egzekwowania, zasłaniania nosa i ust, jak i bez przebadania wszystkich, czy nie są nosicielami wirusa. To właśnie zachowanie Marcina Kozy spowodowało sprowadzenie zagrożenia i niebezpieczeństwa realnego i konkretnego, które mogłyby doprowadzić do zachorowania wielu ludzi na COVID-19, a tym samym sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób – powiedziała prok. Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, cytowana przez rybnik.com.pl.
Marcin Koza ma zupełnie inny pogląd na sprawę. Jego pełnomocnicy twierdzą, że "zgromadzony materiał dowodowy niczego nie potwierdza". Adwokaci właściciela klubu wskazują, że "policjanci nie są pewni, czy wchodzili do klubu i kogo legitymowali".
Sam Koza w mowie końcowej uważa, że otwarcie klubu było aktem odwagi i desperacji. Mężczyzna użył też mocnych słów przeciwko politykom.
Otwarcie klubu było aktem odwagi. Ale i desperacji. Przez miesiące byliśmy zamknięci, uciszani i ignorowani. Gdy politycy zapominali o gastronomii i rozrywce, to my – zwykli ludzie – płaciliśmy to bezrobociem, długami czy depresją. Więc postanowiłem działać - powiedział przedsiębiorca przed sądem.
Dodał też, że "klub otworzył zgodnie z konstytucją", a jego działania były protestem w ramach Strajku Przedsiębiorców. Koza utrzymuje, że policja i służby sanitarne działały nielogicznie, w ramach wykluczających się wzajemnie przepisów.
Natomiast ja mogę wskazać tysiąc osób, które straciły pracę, zdrowie psychiczne i nadzieje. Państwo o nas zapomniało. Byliśmy traktowani jako margines społeczny. To była tylko akcja pokazowa, która miała nastraszyć innych. Czy nie powinien zamiast mnie siedzieć Mateusz Morawiecki? Mojej ocenie tak – przekazał Marcin Koza.
Wyrok w sprawie ma zapaść pod koniec lipca 2025 roku.