Lincz w Łodzi. Wdarli się do hotelu, bo usłyszeli plotkę

362

Zamaskowani napastnicy uzbrojeni w siekiery i noże trzykrotnie napadli na hotel pracowniczy w Łodzi, w którym mieszkają obywatele Ukrainy. Powodem miała być plotka, jakoby jeden z osiedlowych alkoholików przed śmiercią z powodu przedawkowania pił wódkę z Ukraińcem. Policja miała nie reagować na prośby o pomoc.

Lincz w Łodzi. Wdarli się do hotelu, bo usłyszeli plotkę
Lincz na Ukraińców w Łodzi. Zdj. ilustracyjne (Facebook, Policja Województwa Łódzkiego)

Do pierwszego ataku doszło w hotelu przy ul. Grabowej 29 grudnia, ale problemy pojawiały się już wcześniej - powiedział właściciel obiektu Marek Zinczuk w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Gośćmi hotelu są przede wszystkim obywatele Ukrainy. Gospodarz nie raz był świadkiem kierowanych w ich stronę obraźliwych słów, jednak ostatnio wydarzenia przybrały wyjątkowo brutalny obrót.

Lincz na Ukraińcach w Łodzi

Feralnego dnia do hotelu wpadła grupa zamaskowanych mężczyzn z siekierami i nożami. Według relacji właściciela napastnicy ranili trzy osoby, w tym jedną kobietę. Poszkodowana miała zostać odepchnięta z dużą siłą na ścianę, w wyniku czego straciła przytomność.

Joanna Kącka, rzecznik KWP w Łodzi, w komunikacie przesłanym o2.pl przekazała, że żadna z osób nie wymagała hospitalizacji. Incydent mieli zgłosić sami mieszkający w hotelu obywatele Ukrainy. Odchodząc, agresorzy obiecali, że nazajutrz powrócą.

Tak się też stało. Następnego dnia ci sami mężczyźni mieli wyzywać Ukraińców i odpalać petardy. Według relacji "GW" nękane osoby trzykrotnie dzwoniły na policję, jednak służby podobno ani razu nie przybyły na miejsce. Właściciel miał powiadomić o sytuacji samego komendanta lokalnego komisariatu. - Powiedział, żebym sobie dzwonił na 112 - powiedział Zinczuk.

Inne stanowisko zajmuje w tej sprawie policja. Rzecznik Joanna Kącka przekonuje, że reakcja łódzkich policjantów była "natychmiastowa". - Z całą pewnością właściciel lokalu, który nie był obecny podczas zajść w obiekcie, nie rozmawiał z komendantem komisariatu ani jego zastępcą - stwierdziła w komunikacie przesłanym o2.pl.

Właściciel ma żal do policji

Kilka godzin po opisywanym wyżej zajściu napastnicy mieli się pojawić jeszcze na ul. Grabowej, uzbrojeni w siekiery. Tym razem wpadli do wnętrza budynku. W kilka minut zdemolowali hotel, po czym wybiegli. Policja zareagowała na zgłoszenie, lecz według jego relacji przybyła dopiero po 20 minutach, kiedy było już za późno.

Czy my żyjemy na Dzikim Zachodzie? Żebyśmy musieli czekać 20 minut na pomoc w sytuacji, gdy jesteśmy atakowani przez ludzi z siekierami w ręku? Zwłaszcza że policja wiedziała o zaognionej sytuacji już dzień wcześniej - właściciel powiedział "Gazecie Wyborczej".

Właściciel hotelu oszacował straty na około 15 tys. zł. W lokalu będzie musiał wymienić większość drzwi. Obawia się także, że to koniec jego biznesu. - Po czymś takim firmy, z którymi współpracowałem, nie będą już chciały kwaterować tu swoich pracowników - żali się Zinczuk.

Policja się broni

W rozmowie z "GW" rzecznik łódzkiego komendanta miejskiego Marcin Fiedukowicz przekonywał, że 19 grudnia po wezwaniu policja pojawiła się na miejscu już po 6 minutach. Z kolei następnego dnia, jak twierdzi, policjanci przyjechali do hotelu trzykrotnie, również po kilku minutach.

To nie jest długi czas oczekiwania, zwłaszcza że drugiego dnia nie mieliśmy do czynienia z zagrożeniem życia. Zgłoszenie dotyczyło zakłócania porządku publicznego tj. krzyków pod oknami i rzucania petardami - stwierdził kom. Fiedukowicz.

Powodem były plotki?

Policja zatrzymała jak na razie dwie osoby związane ze sprawą. Według jej ustaleń zdarzenie nie miało podtekstu narodowościowego. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że powód ataku był całkiem inny.

Według krążących plotek, o których dziennikarzom donieśli anonimowi policjanci, zdarzenie miało związek z pewnym alkoholikiem, który mieszkał naprzeciwko hotelu. "Spiky" niedawno zmarł, prawdopodobnie z przedawkowania alkoholu.

Jego przyjaciółka była przekonana, że jakiś czas przed śmiercią on pił z kimś z tego hotelu. Sama napiła się za dużo i namówiła kolegów do zemsty. To ona jest zresztą jedną z zatrzymanych osób. Przy zatrzymaniu była bardzo napastliwa i obrażała - w bardzo niewybrednych słowach - także policjantów - powiedziało "GW" źródło w policji.
Trwa ładowanie wpisu:facebook
Zobacz także: To może być kolejny cel Putina. Ekspert wskazuje państwa
Autor: SSŃ
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić