To już druga noc poważnych zamieszek w Ballymena w hrabstwie Antrim, w Irlandii Północnej. Jak relacjonuje CNN, setki zamaskowanych osób wyszły na ulice. Uczestnicy zamieszek podpalali domy i samochody. Zniszczonych zostało wiele firm.
W niektórych budynkach wybito szyby. Pojawiły się też tabliczki z informacją o narodowościach mieszkańców. Można było na nich przeczytać np.: "Brytyjskie gospodarstwo domowe" albo "Tu mieszka Filipińczyk".
BBC dodaje, że w policję rzucano m.in. "bombami z benzyną", kamieniami i fajerwerkami. Funkcjonariusze użyli pałek i armatek wodnych, aby rozproszyć protestujących. Wcześniej, podczas poniedziałkowych zamieszek, 15 policjantów zostało rannych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Policja poinformowała, że zamieszki wybuchły we wtorek ok. godz. 20:00, a porządek udało się przywrócić dopiero po północy. Jak dodano, do zamieszek doszło "na tle rasowym".
Czytaj także: Skrzywdzili Polkę w Irlandii. Ludzie wyszli na ulicę
Zamieszki "na tle rasowym"
Tabliczki z informacją o narodowości mieszkańców pojawiły się nie przez przypadek. Jak informowaliśmy wcześniej, punktem zapalnym okazała się informacja, że doszło do domniemanego ataku na dziewczynkę (ofiarą ma być nastolatka z polskiej rodziny).
Ataku mieli się dopuścić dwaj 14-letni chłopcy pochodzenia rumuńskiego. Lokalne media podały, że zarzuty odczytano nastolatkom za pośrednictwem tłumacza.
Brytyjski rząd i lokalni politycy potępili przemoc. Polityk Hilary Benn stwierdził, że "nie ma żadnego usprawiedliwienia" dla "straszliwych scen niepokojów społecznych, których ponownie byliśmy świadkami w Ballymena".
Poseł z North Antrim, Jim Allister, również napisał w mediach społecznościowych: "Dzisiejsza dalsza bezsensowna przemoc w Ballymena nie pomaga żadnej sprawie, tylko niszczy nasze miasto i powoduje, że młodzi ludzie mają kartoteki kryminalne. Przestańcie".
Źródło: BBC, CNN, o2.pl