Z nudów przeglądał mapy Google. Znalazł wrak statku. Poznał historię załogi, która cudem przeżyła

51

Pewien użytkownik sieci, amator-poszukiwacz, przypadkiem odnalazł stary wrak statku, który osiadł na rafie nieopodal wyspy Sentinel Północny. Okazało się, że jego odkrycie nie jest niczym świeżym, a statek, który widzimy nieopodal brzegu wyspy, pozostaje w tym miejscu od 1981 roku. Jak się tam znalazł? To kawał niezwykłej i mrożącej krew w żyłach historii, z agresywnymi tubylcami w tle.

Z nudów przeglądał mapy Google. Znalazł wrak statku. Poznał historię załogi, która cudem przeżyła
Mapy Google. Brzeg wyspy Sentinel Północny. (Google Maps)

Użytkownik sieci odnalazł na mapach Google wrak statku - nieopodal wyspy Sentinel. Swoim odkryciem wywołał spore poruszenie w sieci. Szybko wyjaśniło się, że jego odkrycie nie jest niczym nowym.

Krótka historia wraku. Statek ten, jak się okazuje, podróżował z Bangladeszu do Australii. Niestety, plan znajdującej się na nim załogi, która podróżowała na południe, został pokrzyżowany przez pogodę. Pojawił się sztorm, który ostatecznie zmienił tor płynącego statku w taki sposób, że ten wpadł na mieliznę i na niej osiadł. 28 osób utknęło więc przy wyspie Sentinel Północny.

Niestety, o szybkiej ewakuacji nie było mowy. Sztorm zupełnie uniemożliwiał przybycie pomocy. Ryzyko niepowodzenia akcji ratunkowej było zbyt duże.

Niesamowita historia z 1981 roku. Statek Primrose osiadł na rafie. Nagle do załogi zaczęli zbliża się tubylcy z dzidami

Załoga czekała więc na ratunek, jednak sytuacja była bardzo zła, bo rozbitkom brakowało pożywienia. Wkrótce miało jednak być jeszcze gorzej. W pewnym momencie marynarz zauważył "pomoc", która zbliżała się do wraku od strony lądu. Poinformował radośnie wszystkich o tym, co zobaczył.

Wkrótce okazało się, że nie był to ratunek, a tubylcy, którzy po dziś dzień znani są z agresywnego zachowania wobec niechcianych na swoim terytorium turystów. W 1981, widząc statek "nieprzyjaciół", zaczęli strzelać do niego z łuku.

Załoga była zupełnie przerażona. Wówczas nadano słynny komunikat.

Dzicy ludzie, szacunkowo ponad 50 osób, niosący różnorodną broń własnej roboty przekazał przez radio kapitan Primrose do swojej kwatery głównej w Hongkongu.
Właśnie konstruują 2 lub 3 łódki, aby do nas podpłynąć - dodał.
Martwię się, że dorwą nas o zachodzie słońca. Życie wszystkich członków załogi jest zagrożone - stwierdził na koniec.

Na szczęście krwiożerczy plan tubylcom, zwanym dziś Sentinelczykami, pokrzyżował wiatr. Choć próbowali oni podpłynąć w kierunku statku, to jednak ich proste łódki były z łatwością zawracane przez siły natury - z powrotem na wyspę. Pozostało im dalej rzucać dzidami i strzelać z łuku do statku - mając nadzieję, że któraś ze strzał dotrze do celu.

Załoga wkrótce, kiedy tylko sztorm ustąpił, została ewakuowana helikopterem, którym wybawiono z pułapki wszystkich 28 przerażonych rozbitków. Statek pozostał natomiast na rafie i zapewne będzie się w tym miejscu znajdował już na zawsze. Nikt, ze względu na Sentinelczyków, nie odważy się go stamtąd zabrać.

Autor: HNM
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić