Zabrali 150 ton ziemniaków. Właściciel w szoku. "To był mój towar"
W weekend media społecznościowe obiegła informacja, że w Dąbrowicy na Podkarpaciu rozdawane są ziemniaki. Ludzie szybko ruszyli w stronę góry warzyw - było ich aż 150 ton. Sęk w tym, że nikt niczego nie zamierzał rozdawać.
Sieć zalały wpisy o tym, że pewien rolnik oddaje za darmo aż 150 ton ziemniaków. Z ogłoszeń wynikało, że skup nie chciał ich przyjąć, więc zdenerwowany rolnik wysypał na pole i każdy może wziąć, ile chce.
Ziemniaki rozeszły się błyskawicznie. Tymczasem właściciel... wcale nie chciał ich rozdawać - miały trafić do dalszego przerobu.
Rośnie podział w PiS? Politycy skomentowali ruch z Morawieckim
Towar kupiliśmy w czwartek. W piątek za niego zapłaciliśmy. Przyjechał tego dnia i zrzuciliśmy go na pole, bo nie było gdzie trzymać. Produkcja miała ruszyć dopiero za kilkanaście dni. W weekend nie byłem w pracy. A kiedy dowiedziałem się, co się stało… już nie było czego zbierać - powiedział w rozmowie z "Faktem" Piotr Gryta, właściciel lokalnej gorzelni.
Jednocześnie wyraźnie zaznaczył, że "to nie było rozdawnictwo". - To była zwyczajna kradzież - dodał.
Gryta ujawnił, że niektórzy wywozili ziemniaki przyczepami. Po kilkunastu godzinach ze 150 ton nie zostało praktycznie nic. Ludzie uwierzyli w internetowe ogłoszenia i błyskawicznie ruszyli po darmowe warzywa.
Będą zgłoszenia do prokuratury?
Właściciel ziemniaków jest zszokowany, że nikt go nie zapytał o to, czy faktycznie rozdaje ziemniaki. - Po prostu ruszyła fala i tyle - zaznaczył w rozmowie z "Faktem".
Jeśli ktoś wziął ziemniaki, niech się zgłosi i odda. W przeciwnym razie będzie to musiało zostać zgłoszone do prokuratury. To był mój towar. Legalny, zapłacony. To, co się wydarzyło, jest po prostu nie do uwierzenia - podsumował rozmówca tabloidu.