Zaczęło się od sprzeczki w markecie. Bandyci przyjechali z maczetami
W jednym z radomskich marketów doszło do sprzeczki dwóch klientów. Jeszcze tego samego dnia krewki mężczyzna wraz ze swoimi pomocnikami pojechał do domu drugiego awanturnika i napadł na jego rodzinę z nożem w ręku. Gdy rodzina zgłosiła sprawę na policję, została zmuszona do odwołania zeznań. Wkrótce napastnicy wrócili, tym razem z maczetą w ręku.
Ta niepokojąca historia wydarzyła się niespełna miesiąc temu w Radomiu. Z relacji "Gazety Wyborczej" wynika, że do ostrej kłótni doszło tuż przed kasą w markecie. Jeden z klientów miał głośno przeklinać, więc drugi zwrócił uwagę, że obok są dzieci. Pierwszy mężczyzna postanowił odepchnąć mężczyznę, po czym wywiązała się szarpanina. Mężczyzna, który zareagował na zachowanie krewkiego klienta usłyszał, że będzie "dojechany".
Tego samego dnia został najechany w mieszkaniu przez trzech panów, którzy przystawili mu nóż kuchenny do szyi i zabrali tysiąc złotych. Policja podjęła działania, ustalili jednego ze sprawców, został zatrzymany i aresztowany. Dwóch pozostałych było poszukiwanych. Ale na tym historia się nie skończyła mówi portalowi Robert Bińczak, prokurator rejonowy w prokuraturze Radom Zachód.
Bandyci zażądali odwołania zeznań. Ze względu na groźby rodzina wycofała na policji wszystko to, co opisywała chwilę wcześniej. - Dostałem sygnał, że poszkodowani się wycofali. W porozumieniu z komendantem miejskim policji zorganizowaliśmy ochronę tej rodzinie. Wtedy przyznali, że wycofali zeznania ze strachu. Złożyli je ponownie i opowiedzieli, co się wydarzyło. I jak się wkrótce okazało, dobrze, że objęliśmy ich ochroną - dodaje w rozmowie z "Wyborczą" Bińczak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Audyty w resorcie aktywów. "Tadeusz Rydzyk jest bohaterem wielu"
Następnego dnia do rodziny przyjechała bandycka ekipa. Tym razem wszyscy wyposażeni byli w maczety. Policja szybko jednak zareagowała. Jednego z napastników udało się zatrzymać w mieszkaniu, drugiego na osiedlu po podjętym pościgu.
Podejrzani usłyszeli zarzuty dot. rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia i zastraszania świadków. Rodzinę objęto policyjną ochroną.
W tej chwili już cztery osoby są tymczasowo aresztowane, w tym mężczyzna, od którego cała sprawa się zaczęła oraz drugi podejrzany, który ma na swoim koncie długoletni wyrok za zabójstwo. Tak to z kłótni przy kasie zrobiła się gruba sprawa - powiedział prokurator Bińczak "Gazecie Wyborczej".