"Zakrwawiony turlał się po trawniku". Wstrząsające słowa po tragedii w Chodzieży

32

Do wielkiej tragedii doszło w Chodzieży. W jednym z domów rodzinnych w odnaleziono w poniedziałek (24 kwietnia) zwłoki pięciu osób, w tym czteromiesięcznego Stasia. Pojawiły się nowe informacje w tej sprawie.

"Zakrwawiony turlał się po trawniku". Wstrząsające słowa po tragedii w Chodzieży
W tym domu doszło do tragedii (PAP, Jakub Kaczmarczyk)

Do wstrząsającego odkrycia doszło w poniedziałkowy wieczór w Chodzieży. Mundurowi ujawnili ciała pięciu osób. Jedną z ofiar był czteromiesięczny Staś. W domu znajdowały się również ciała jego rodziców - Marty i Krzysztofa, a także dziadków - Krystyny oraz Bogdana.

Śledczy twierdzą, że zbrodni dopuścił się Krzysztof A. Uważają, że najpierw zamordował czterech członków rodziny, a następnie odebrał sobie życie.

Pracujących na miejscu policjanci ustalili, że najprawdopodobniej 41-latek Krzysztof A. zabił cztery osoby, a potem popełnił samobójstwo - przekazał "Super Expressowi" rzecznik wielkopolskiej policji, Andrzej Borowiak.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: "Tak, dostałem podwyżkę". Cieszyński podaje konkretną kwotę

Krzysztof A. miał zaburzenia?

O Krzysztofie A. z sąsiadami rodziny rozmawiała reporterka "SE". Z jej ustaleń wynika, że mężczyzna nie miał w okolicy zbyt dobrej opinii.

Momentami zachowywał się bardzo dziwnie. Mogło to być spowodowane problemami natury psychicznej czy też nadużywaniem środków odurzających.

Pewnego razu zakrwawiony turlał się po trawniku na ogrodzie. Jego mama wezwała wtedy pogotowie. To było ponad 20 lat temu - powiedzieli sąsiedzi Krzysztofa A.

41-latek przeprowadził się z małżonką do jego rodziców ze względu na stan ich zdrowia. Krzysztof A. ukończył Akademię Rolniczą, ale w ostatnich latach zajmował się robieniem łapaczy snów.

Są to wywodzące się z kultury północnoamerykańskich Indian przedmioty, które mają odganiać złe sny i myśli. Podobno przynoszą szczęście.

Po informacjach o brutalnej zbrodni mieszkańców Chodzieży ogarnął wielki strach. - Nie ukrywam, że niektórym udzieliła się panika. Ja sam musiałem uspokajać swoje dziecko do 3:00 w nocy, tłumaczyć, że nikt do nas nie przyjdzie, nikt nam nic nie zrobi. Szybko pojawiły się bowiem doniesienia o brutalności tej zbrodni. I pojawił się strach. Kiedy służby ogłosiły, że nie było udziału osób trzecich, ten strach ustąpił miejsca smutkowi i zadziwieniu - powiedział jeden z lokalnych aktywistów, którego słowa przytacza serwis wiadomosci.gazeta.pl.

Autor: MDO
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić