Znaleźli notatkę służbową SB. "Kard. Wojtyła był wstrząśnięty i płakał"
Dziennikarze "Rzeczpospolitej" dotarli do nowych dokumentów w sprawie kapłana archidiecezji krakowskiej, który na przełomie lat 60. i 70. dopuścił się czynów pedofilskich. Wynika z nich, że kardynał Karol Wojtyła, jako przyszły papież, traktował tę sprawę poważnie i "w obecności świadków płakał", kiedy dowiedział się jego czynach.
Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy dochodziło do ataków na Jana Pawła II. Genezą tych zachowań była premiera książki "Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział" autorstwa Ekke Overbekka oraz emisja reportażu "Franciszkańska 3" Marcina Gutowskiego.
Zarówno z pierwszej jak i drugiej publikacji wyłania się obraz polskiego papieża, który nieodpowiednio reagował na problem pedofilii w Kościele.
PiS i Konfederacja w koalicji? Zaskakujące słowa w Sejmie
Jednak teraz Tomasz Krzyżak i Piotr Litka dotarli w ramach kwerendy w IPN do nieznanych wcześniej dokumentów dotyczących kwestii ks. Józefa Loranca, który wykorzystał seksualnie kilka dziewczynek.
Czytaj więcej: Jan Paweł II Honorowym Obywatelem Sosnowca? Jest decyzja
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Kard. Wojtyła był wstrząśnięty i płakał"
Według nich Karol Wojtyła "był wstrząśnięty" po rozmowie w cztery oczy z proboszczem z Jeleśni, gdzie jako wikariusz posługiwał ks. Loranc. Podczas dyskusji kardynał został poinformowany o czynach, których dopuścił się młody kapłan. Potem "w obecności świadków płakał".
Tę rekcję odnotowali w swoich raportach funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa po rozmowach z księżmi pracującymi w kurii oraz w parafiach na terenie powiatu żywieckiego - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Czytaj również: Co Rydzyk usłyszał od Jana Pawła II? Redemptorysta ujawnia
Ks. Józefowi Loranca, który został skierowany na izolację do klasztoru, został przydzielony opiekuna. - To nie była zwyczajna izolacja, ale autentyczna pokuta, praca - powiedział w rozmowie gazetą ojciec Adam Żak, koordynator Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży.
Dodajmy, że dokumentów nie widzieli wcześniej autorzy materiałów dziennikarskich, o których wspomnieliśmy wyżej.