W Richmond doszło do niecodziennej sytuacji. Do baru weszła mała foka. Polityka lokalu z Nowej Zelandii nie zabrania przychodzenia z pupilami, początkowo więc właścicielka nawet nie zdziwiła się, gdy na podłodze zobaczyła małego zwierzaka. Dopiero gdy spojrzała na niego drugi raz, uświadomiła sobie, że to nie jest piesek...
Weszła przez frontowe drzwi. Ktoś rzucił na nią swoją koszulkę, ktoś inny próbował ją wyprowadzić. Próbowaliśmy też wypchnąć ją tylnymi drzwiami. Później ukryła się w naszej łazience, a potem schowała pod zmywarką. Musieliśmy ją wyłączyć, bo jest dość ciepła. Ostatecznie wywabiliśmy ją na zewnątrz do klatki dla psów, którą jeden z naszych klientów przyniósł ze swojego domu. Pomógł w tym kawałek łososia - mówiła właścicielka baru.
Co później stało się z maluchem? Foka została wypuszczona na pobliską wyspę Rabbit Island, uważaną za bezpieczne miejsce ze względu na fakt, że nie ma tam psów.
Naukowcy nazywają aktualny okres "głupim sezonem" dla fok, czyli okresem kilku miesięcy, podczas których zwierzaki regularnie pojawiają się w nietypowych dla nich miejscach, na przykład domach, polach golfowych czy barach. Potrafią robić wycieczki nawet 15 kilometrów w głąb lądu.
Mieliśmy cotygodniową promocję, którą przywróciliśmy, ponieważ wszyscy o to prosili. Była to pizza z łososiem. Foki o tym usłyszały i same postanowiły przyjść - śmiała się właścicielka.
Zwierzątko stało się pierwszym klientem baru, który został wyproszony, jednak jak podkreślają jego pracownicy, drzwi dla fok stoją u nich otworem.