Biedronka w Puławach zwolniła kasjerkę. Została pobita, poszła na zwolnienie i dostała wypowiedzenie
Pani Jola na długo zapamięta wydarzenia z listopada ubiegłego roku. Została uderzona i z pękniętą łąkotką trafiła na pogotowie. Poszła na zwolnienie, a kiedy wróciła dostała wypowiedzenie. "Byłam w szoku. Samotnie wychowuję dziecko" - żali się w "Tygodniku Powiśla".
Jak to tego doszło? W listopadzie ubiegłego roku dwóch pijanych 17-latków z miejscowego poprawczaka zaatakowało pracowników. Chcieli ukraść alkohol. Doszło do bijatyki, jeden z napastników próbował uderzyć pracownika sklepu. W ręku miał potłuczoną butelkę.
"Nigdy nie chciałabym przeżyć czegoś podobnego"
Pani Jola ruszyła na pomoc. Ale została z całej siły kopnięta w nogę. Trafiła do szpitala, lekarz postawił diagnozę: pęknięta łąkotka. Kobieta musiała pójść na 3-tygodniowe zwolnienie. Potem wróciła do pracy. 26 stycznia została wezwana do kierownika. Ten wręczył jej wypowiedzenie. Przyczyny zwolnienia nie podano.
"Ból był nie do zniesienia. Ale o wiele gorsze było to, co cały czas stało mi przed oczami, widok rozszalałego napastnika. Nigdy nie chciałabym przeżyć czegoś podobnego" - powiedziała "Tygodnikowi Powiśla". O sprawie wypowiedzenia mówi wprost: "szok".
"W życiu bym się tego nie spodziewała. Przecież nie zrobiłam niczego złego. W dodatku samotnie wychowuję dziecko. Ta praca była dla mnie tak ważna" - przyznała. Chce teraz walczyć o odszkodowanie. Do tego potrzebna jest reakcja pracodawcy. Bo Biedronka musiałaby zgłosić sprawę jako wypadek w pracy.
Dramat 43-letniej Oksany. Gdy miała wylew jej pracodawca nie wezwał karetki
Dlatego kobieta skierowała sprawę do Sądu Pracy, domaga się 3-miesięcznego wynagrodzenia. "Musiałam z prywatnych pieniędzy zrobić rezonans, który wykazał poziome pęknięcie na granicy trzonu tylnego łękotki przyśrodkowej. W tkankach miękkich zbiera się płyn. Trudno wytrzymać ból" - tłumaczy w rozmowie z tygodnikiem.