W poniedziałek ukraińska dziennikarka Iryna Zemlyana oblała sztuczną krwią ambasadora Rosji w Polsce Siergieja Andriejewa. Kobieta w rozmowie z portalem wirtualnemedia.pl wyznała, że po tym zdarzeniu otrzymuje groźby od Rosjan.
- Nie możemy liczyć na to, że władze polskie zapewnią właściwy porządek publiczny w trakcie uroczystości z okazji Dnia Zwycięstwa. W związku z tym postanowiliśmy z niej zrezygnować – napisała rosyjska ambasada na swojej stronie internetowej. To odpowiedź na decyzję polskiego MSZ, które nie zgodziło się na uroczystości mające odbyć się 9 maja w Warszawie. Wcześniej za takim rozwiązaniem głośno opowiadał się prezydent stolicy Rafał Trzaskowski.
Nie milkną echa kontrowersyjnej wypowiedzi prezydenta Rosji Władimira Putina na temat polskiej polityki zagranicznej przed II wojną światowa. Rosyjski ambasador został w tej sprawie wezwany do polskiego MSZ. W wywiadzie dla TASS Siergiej Andriejew przekazał swoją relację z rozmowy. Na jego słowa zareagował polski minister.
- Po co Rosja miałaby napadać na Polskę? Jaki by to miało sens? To by doprowadziło tylko do wielkiej katastrofy, spójrzmy na sprawy racjonalnie - powiedział ambasador Rosji Siergiej Andriejew.