Piotr Mieśnik
Piotr Mieśnik| 
aktualizacja 

Zamknąłem się na psychiatrii. Testowałem lek

163

- O! Grube, wyraźne żyły – usłyszałem. A to oznaczało, że przeszedłem kwalifikację. Igła przeszyła skórę, można było wprowadzać wenflon. Zrobiło mi się słabo, posiniałem. Pielęgniarka uśmiechnęła się z politowaniem. Ale tego nie mogłem zobaczyć. Bo oczy miałem przesłonięte szczelnie opaską.

Zamknąłem się na psychiatrii. Testowałem lek
(o2.pl, Piotr Mieśnik)

Oto #HIT2019. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

- Oddychaj głęboko: wdech nosem, wydech ustami. I żuj, musisz jeszcze chwilę pożuć – słyszałem jej ciepły, troskliwy głos. Choć jeszcze inny wybrzmiewał mi w głowie, męski, chropowaty, zasłyszany kilkadziesiąt minut wcześniej: „faceci to zawsze gorzej znoszą” – głosił prawdę ogólną, „zobaczysz, z tym wytatuowanym będą największe kłopoty, choć niby jedno i drugie to igła” - ta prawda dotyczyła już tylko mnie.

Zakrztusiłem się. Nie miałem już śliny. Tampon podrażnił mi gardło. Wyplułem go. Choć miałem żuć, jeszcze chwilę pożuć. Na plecach zimny pot. W głowie walka z samym sobą: byle nie zemdleć, bo będzie wstyd. Nikt wcześniej nie zemdlał.

Dali mi wody. Wolałbym kawę. Ale tylko wodę można. Wzięli mnie pod pachy. Odprowadzili, choć trasę znałem już na pamięć. Trzy kroki po omacku do drzwi, wyczuć próg stopą. Potem powoli w prawo, dłońmi po zimnej lamperii na ścianie, aż do miejsca, gdzie zadarte jest linoleum. Teraz puścić się ściany i prosto, do następnych drzwi. Można zdjąć opaskę.

Półmrok. Mrok. Zakratowane okna szczelnie zasłonięte. Nie ma światła. Tylko w kącie tli się malutka lampka z czerwoną żarówką. Nie więcej niż 50 luksów. I głosy. Zapomniałem o nich przez chwilę. Głosy i wyłaniające się z mroku postaci, do których należą.

– Hemoliza? – zagadnęła jakby od niechcenia dziewczyna, po czym nagle wykrzyczała szybko: w windzie, na stole, yyy… - Czas minął! – przerwał jej inny głos, należący do mężczyzny. Karty z grą towarzyską „5 sekund, 3 rzeczy – bez cenzury” znowu ruszyły w obieg. Pytanie dotyczyło nietypowych miejsc, w których dziewczyna uprawiała seks. To zadane wcześniej przez nią zaś procesu przechodzenia hemoglobiny do osocza krwi wywołanego zniszczeniem erytrocytów. W skrócie – jeśli w pobranej próbce krwi zaszła hemoliza, to krew trzeba było pobierać raz jeszcze.

Było nas siedmioro. Nocą w instytucie psychiatrii. Było nas siedmioro śmiałków testujących lek na sen, nocą, w instytucie psychiatrii, w mroku, co jakiś czas z przesłoniętymi oczami, bo światło mogło zaburzyć wynik. Braliśmy lek, co godzinę oddawaliśmy krew raz, a w przypadku hemolizy i kilka razy. No i żuliśmy tampony. Tak, te tampony chyba były najgorsze. No ale ślinę też trzeba było zbadać. I tak przez trzy kilkugodzinne sesje na przestrzeni miesiąca. Po co?

Żeby było u nas tak jak w Szwajcarii. Żeby każdy kto ma kłopoty ze snem sam mógł w domu zrobić sobie test ze śliny, przesłać go do lekarza. Bez kłucia, bez tych godzin oczekiwania i badań, które my właśnie przechodziliśmy. Ludziki doświadczalne w służbie nauce i społeczeństwu.

A co, że sen nie taki ważny? Że każdy czasem się kręci z boku na bok? Nie tak prosto, oj nie tak.

– Problemy ze snem sprzyjają samobójstwom, nawet jeśli nie ma się depresji – powiedział inny kobiecy głos.

Na co dzień należący do doktor psychiatrii, tutaj w roli ludzika doświadczalnego jak każdy z nas. Za darmo, przed mającym nastąpić dnia następnego dwudziestoczterogodzinnym dyżurem już u siebie na oddziale.

Oprócz niej jeszcze jedna lekarka, księgowy, specjalista od reklam internetowych, scenografka, przedstawiciel firmy produkującej lek i ja, dziennikarz^. Wszyscy w służbie. Snu i nauki.

A służba nie drużba.

– Zawsze największy dramat badaczy jest wtedy, gdy coś pójdzie nie tak, gdy ktoś umiera. Lata pracy i miliony na marne – mówi ten z przemysłu farmaceutycznego.

Wszyscy wiemy, że lek, który testujemy nie ma takiego działania, nie jest tak mocny, ale większość z nas grzebie pamięcią, co tam na początku, jakie oświadczenia i zgody, podpisywała. No dobrze, przynajmniej ja grzebię.

Ale w „informacji dla osoby badanej” dotyczącej badania „walidacji metody pomiaru X^^ w próbkach śliny w celu oznaczenia endogennego profilu wydzielania X oraz profilu stężeń X po podaniu X egzogennej” było tylko o „miejscowym bólu, zaczerwienieniu, krwiaku podskórnym, obrzęku”, w rzadkich przypadkach o ”zapaleniu lub zakażeniu”, a także „zawrotach głowy, słabości” i, znowu w rzadkich przypadkach, „omdleniu”. Natomiast o ewentualnej śmierci nie było na szczęście ani słowa.

Było za to sporo o naszych „obowiązkach” już poza chłodnymi i przerażającymi murami karygodnie niedofinansowanej w Polsce psychiatrii. Psychiatrii, gdzie jedynym czynnikiem ocieplającym nieludzki i przerażający chłód tego miejsca były, są piękne malowidła. Stworzone przez pacjentów. Tych ze schizofrenią.

Na szczęście wizyty w klinice to były tylko kilkugodzinne epizody. Przez cały miesiąc badania musieliśmy zaś nosić aktygrafy. Pik, oznaczasz markerem moment gdy budzisz się rano, pik – oznaczasz, że zdjąłeś osprzętowanie bo idziesz pływać, ostatni pik, gdy kładziesz się spać. Oprócz tego pamiętniczek-dzienniczek. Bardzo ważny. Ile spałeś, od której i jak dobrze? Do tego testy i tabele: ateńska skala bezsenności, Insomnia Severity Index, Skala Nasilenia Bezsenności czy Skala Senności Epworth.

Ziewam. Przeciągle. Ziewają wszyscy. Ostatnia wizyta jest najgorsza. Jesteśmy zmęczeni. Dawka leku zwiększona pięciokrotnie. Zaczynaliśmy od miligrama. A usnąć nie można. Trzeba się powstrzymywać. Może ktoś dostał placebo? Może. Spać jednak nikt nie może.

I jeszcze te pobrania krwi. Przez pięć godzin, co godzinę. Żyły bolesne, żyły już zmęczone. Nie zginać ręki! Bo dożylna kaniula się zapcha. Zapchała. No i nie leci. Nie leci już. Wyschło. Opaska zaciskowa. – Wyciśniemy – mówi pielęgniarka i już się nie uśmiecha. Chyba. Znowu jej nie widzę, bo znowu mam opaskę na oczach. – Zaciskaj mocno dłoń, pompuj – kibicuje.

Pompuję. Wyciskam. Wycisnęliśmy. Już ostatni raz. Ziewam, bo wszyscy ziewają. Ale nie można usnąć.

Bo czasem musi nie spać ktoś, żeby spać mógł ktoś inny.

^ Podczas badania zachowałem w tajemnicy moją prawdziwą profesję. Zależało mi na tym, aby nikogo nie „usztywnić” obecnością dziennikarza. Cały personel medyczny i współtowarzyszy badania serdecznie pozdrawiam!
^^ Ze względów formalnych i prawnych zdecydowałem się nie podawać nazwy specyfiku, który testowaliśmy na sobie.
^^^ Zdjęcia bez opaski zostały zrobione po zakończeniu badań, nie zaburzyły więc ich wyniku.

Przeczytaj też:

Zobacz także:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić