"Hitler umarł na nerki w Buenos Aires". Medium rozmawia z Beethovenem, matką Hitlera i Mieszkiem I

316

"Właśnie wyszedłem z autorskiego spotkania pana Robertka i czuję, że mnie mdli. Chyba po prostu przedawkowałem". O duchach, wróżkach i klątwach opowiada książka "W co wierzą Polacy? Śledztwo w sprawie wróżek, jasnowidzów, szeptuch..." Tomasza Kwaśniewskiego, której fragment publikujemy w o2.pl.

"Hitler umarł na nerki w Buenos Aires". Medium rozmawia z Beethovenem, matką Hitlera i Mieszkiem I
(Getty Images)

No bo tak…Księgarnia w centrum miasta, przyszedłem tuż przed spotkaniem, w środku już było pełno. Siedzących na ustawionych w rzędach krzesełkach, stojących w kątach i z tyłu. W trzecim rzędzie dostrzegłem wolne miejsce, przepchałem się, siadam, wyciągam długopis, notuję: czterdzieści dwie osoby, i ciągle wchodzą nowe.

Na sali głównie kobiety, przede wszystkim starsze. Do tego pan z kamerą, najwyraźniej szykujący się do tego, by nagrać to spotkanie. Na wprost, na ścianie ekran, a na nim wyświetlony pierwszy slajd prezentacji: „Dyktowanie ludzi w duchu = pisemne przekazy zmarłych”. Obok mnie regał z książkami, podzielony na działy: „Anioły”, „Astrologia”, „Majowie”, „Pięć przemian”, „Tajemnice”, i tak dalej. Tłumek szepcze i szemrze, niczym w czasie teatralnej przerwy.

I wtedy zza regału wyłania się pan Robertek. Staje za specjalnie dla niego przygotowanym stołem, bierze pilota, którym będzie obsługiwał rzutnik. I wtedy podnosi się jedna z siedzących w pierwszym rzędzie dam, odwraca się do publiczności i przez mikrofon mówi, że już zaraz listopad, a więc czas na tematy związane ze zmarłymi.

Państwo pewno mają swoje sposoby na kontakty z bliskimi zmarłymi, no a pan Robert… – Tu ukłon z jego strony. – Miał
swego czasu kontakt w Londynie z bardzo ciekawym medium, operującym pismem automatycznym. Za chwilę nam o tym opowie.

Brawa. I już pan Robertek przejmuje mikrofon, i zaczesując włosy za ucho, mówi – kokieteryjnie przy tym się uśmiechając – że to jest dopiero piąte jego wystąpienie, więc wciąż się uczy. A co za tym idzie, prosi o wyrozumiałość i ewentualne wybaczenie. A potem przerzucając kolejne slajdy, opowiada o tym, jak to się wszystko zaczęło, co to w ogóle jest to dyktowanie.

Wiadomo – mówi – że dyktowania udzielić może jedynie duch dobry, dlatego bardzo mnie zdziwiło, kiedy się okazało, że
Napoleon może to zrobić. Albo jeszcze bardziej, że Lenin. Ale jak się okazuje, Lenin w ogóle nie był zły, wręcz przeciwnie, to Stalin z niego zrobił potwora. Tak więc Lenin też dyktował, i to bardzo ciekawe rzeczy, też o Bogu, a przecież był komunistą, który Boga nie uznawał…

Przepraszam bardzo – rozlega się głos z sali. – A w jakim języku oni w ogóle dyktowali?
No jak to w jakim? Po polsku.

Zobacz także: Zobacz też: Tajemnicza "dziura na niebie"

O panu Robercie i jego zaprzyjaźnionym medium, czyli pani Halince, po raz pierwszy usłyszałem od profesor Anny Mikołejko, socjologa religii i kultury, historyka idei z Uniwersytetu Warszawskiego. Spotkaliśmy się z dwóch powodów. Po pierwsze, pani Anna, jako naukowiec, zgłębia historię polskiego ruchu spirytystycznego, a ja przecież pisałem tę książkę o wróżkach, jasnowidzach, egzorcystach i tak dalej. Po drugie, miała dla mnie prezent.

Bohaterką jest kobieta – powiedziała, wręczając mi książkę – związana ze środowiskiem Józefa Świtkowskiego, głównego okultysty lwowskiego, założyciela Towarzystwa Metapsychicznego imienia Juliana Ochorowicza we Lwowie.

Pani Halina, bo tak nazywa się ta kobieta, mieszkała w Londynie, w 1977 roku otrzymała dar, zaczęła pisać pismem automatycznym. Po prostu duchy zaczęły przez nią mówić. Kilka lat później pojawił się u niej lokator z Polski, zainteresowany parapsychologią, zaczął w tych rozmowach jej towarzyszyć.

Nie, to nie jest powieść, to jest dokument – podkreśliła pani Anna. – Tak przynajmniej twierdzi pan Robert, który był właśnie tym lokatorem. Jakby pana to zainteresowało, mogę dać do niego kontakt.

A kogo by nie zainteresowało, skoro jak informuje okładka, w środku są wypowiedzi duchów: Charliego Chaplina, Alberta Einsteina, Johna Lennona, Józefa Piłsudskiego, matki Hitlera, Ludwiga van Beethovena, no i Mieszka I. W sumie piętnaście postaci, wszystkie pierwszoligowe.

Książkę otwiera rozmowa z Beethovenem, który do swoich interlokutorów zwraca się w bardzo familiarnym tonie, per Halinka i Robertek. Zresztą inni zmarli też tak do nich mówią. Pani Halinka opieprza Beethovena, że był tak utalentowany, a jednocześnie tak zgorzkniały i nieszczęśliwy. „Żałuję, że nie żyłam wtedy i ciebie nie znałam. Dałabym ci niezłą burę”. Beethoven tłumaczy się kompleksami, tym, że krzywdził ludzi, więc jak miał być szczęśliwy. A na do widzenia rzuca: „Wasz nowy przyjaciel Beethoven”.

Zobacz także: Zobacz też: Niebezpieczny wirus i religijny rytuał. Lekarze opisali przypadek

Kontakt z Albertem Einsteinem zaczyna się od zdania, że bardzo mu przyjemnie, że może coś podyktować. Gratuluje też pani Halince, iż utrafiła w to, jak pisał. „Może jeszcze trochę ściślej” – mówi. Z tym utrafianiem to stały motyw – pani Halinka co rusz dopytuje kolejne duchy, czy dobrze oddaje ich charakter pisma: a może szerzej, a może węziej, i duchy to korygują. Czego efekt można zresztą zobaczyć, bo dołączone są fotokopie. No a wracając do Einsteina, to rozmowa okazała się jednak ciut rozczarowująca, ponieważ Albert zaprezentował się bardziej jako moralista niż fizyk teoretyczny. Pytanie pana Robertka o kosmos i czarne dziury po prostu zbył, mówiąc: „To zbyt szeroki temat. Zresztą nie jestem pewny, co wolno mi wyjawić z tych dziedzin”.

Aleksander Fleming w ogóle nie miał wątpliwości, że nie wolno mu wyjawić, jak leczyć AIDS i raka. Natomiast matka Hitlera nie zawiodła nadziei: „Gdybym wiedziała, kogo urodzę, na pewno usunęłabym płód”, powiedziała na wstępie. A zaraz potem, że jej syn nie popełnił samobójstwa, tylko uciekł z bunkra:

„Wcześniej miał operację plastyczną. Oczy zmienione na skośne, wąsy zgolone, włosy ufarbowane. Nawet uszy, które miał dość kształtne, zrobili mu zupełnie inne. Wyrwali mu z zębów, co trzeba, ażeby nawet szczęka była zmieniona (…). Co do Ewy, ona również była zmieniona. Zrobili jej orli nos, oczywiście ufarbowali włosy, oczy też miała zmienione. (…) Oni mieli już wszystko gotowe, czekające na nich wygodne mieszkanie. To byli bardzo bogaci ludzie. W majątku zamieszkali swoim, mój syn jako pracownik – niby administrator” – opowiadała pani Halince i panu Robertkowi matka Hitlera.

A potem było już tylko lepiej, bardziej sensacyjnie: „Mój syn umarł na nerki, dokładnie 13 września 1964 roku. Ewa szybko po nim, na zawał, 26 listopada tego samego roku. Muszę przyznać mojemu synowi, że był bardzo dobrym mężem dla Ewy. Bardzo się o nią troszczył (…). Oboje pochowani są w Buenos Aires pod innymi nazwiskami”. No, ale dobra, dość już o Hitlerze, czas na akcent prawdziwie optymistyczny, do tego narodowy.

Panie, panowie, na scenę wkracza duch Mieszka I, uprzedzam, będzie niesamowicie. A to z powodu, że Mieszko I, jak sam informuje, zamierza urodzić się po raz drugi. „W moim bardzo drogim kraju – POLSCE” – mówi. I dodaje: „Szukajcie mnie między kobietami (…). Mam wielką misję do spełnienia. Takie jest moje życzenie – przyczynić się do poprawienia losu mojego narodu, który jako król zapoczątkowałem, stworzyłem jednolite państwo. Teraz moja misja jest podobna – dać znowu podwaliny pod wielką Polskę. Dlatego nadchodzi czas mego urodzenia się w polskiej dobrej Rodzinie. Ale jeszcze nie natychmiast, za kilka lat”.

Który to był rok? 1985! A więc możliwe, że Mieszko I już znowu żyje! Błyskiem rzuciłem się do telefonu, wstukałem numer do pani profesor Anny Mikołejko, poprosiłem o kontakt do pana Robertka, dała mi adres mailowy… No, ale zacznijmy od początku. Niech w tej dość zwariowanej opowieści, która w zasadzie cała oparta jest na wierze, przynajmniej jedna rzecz będzie niepodważalna, a mianowicie chronologia.

Fragment pochodzi z książki "W co wierzą Polacy? Śledztwo w sprawie wróżek, jasnowidzów, szeptuch..." Tomasza Kwaśniewskiego, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Zobacz także: Zobacz także: U progu wielkiego odkrycia. Wierzono, że to centrum świata
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić