aktualizacja 

Przybij piątkę z Martinem Stankiewiczem!

9

Kolejny odcinek z cyklu wywiadów z pięcioma pytaniami, które będę zadawać twórcom internetowym, aktorom i muzykom. Tym razem rozmawiałam z Martinem Stankiewiczem, youtuberem, którego subskrybuje ponad 725 tys. osób.

Przybij piątkę z Martinem Stankiewiczem!
(o2.pl)

Ada Sowińska: Niedawno ruszyła Twoja nowa seria, „Świat według Martina”. Czy widzowie już przekonali się do Twojej poważniejszej odsłony?

Martin Stankiewicz: To za krótki okres i jednocześnie za mało wyemitowanych odcinków, by stwierdzić to jednoznacznie. Oczywiście byłem świadom następstw, jakie mogą być po takim kroku. Mam wrażenie, że ludzie opacznie zrozumieli moje przesłanie jakie kierowałem do widzów tą serią. Bo komunikat wcale nie brzmiał – „przestaję być tym zabawnym kolesiem z Internetu”, tylko: „Spójrz, ten zabawny typek, ma też coś faktycznie w głowie”. Czułem potrzebę poza śmieszkowaniem, od czasu do czasu powiedzieć coś szczerze do mojego widza. Coś, co niesie ze sobą więcej niż pusty rechot. Chociaż generalnie, nawet w komediowych seriach, zawsze starałem się, żeby to nie była tylko głupia rozrywka. Chciałem pokazywać krzywe zwierciadło, w którym nasze społeczeństwo może zobaczyć swoje przywary i nieco podumać. Dojrzewam, więc siłą rzeczy dojrzewa mój kanał. Co nie znaczy, że odcinam się kompletnie od starego, tym bardziej że komedia to cały czas dla mnie najważniejszy gatunek filmowy. Co do serii „Świat według Martina” - pomimo sporych kontrowersji jakie wzbudziła ta seria, dostaje wiele pozytywnych głosów od starszych widzów, którzy dają mi siłę napędową do dalszego działania. Nie zamierzam się poddawać i wierzę, że prędzej czy później również ci młodsi zrozumieją, że nie samymi heheszkami człowiek żyje. Tym bardziej, że to często właśnie do nich, chcę kierować moje rozważania.

Na Twoim kanale można znaleźć wiele serii. Tworzenie której z nich sprawia Ci najwięcej przyjemności?

Wychowałem się na filmach kinowych. Dlatego najbardziej lubię tworzyć te, gdzie możemy poczuć chociaż zalążek prawdziwej filmowej fabuły. Marzy mi się pójście z moim kanałem właśnie w tym kierunku. Tworzyć historie z ciągiem przyczynowo-skutkowym, a nie tylko odcinki składające się z krótkich niepowiązanych ze sobą scenek. Sztuka filmowa nie została jeszcze odpowiednio wykorzystana przez polski YouTube. Moim ulubionym tworem, który do tej pory stworzyłem to film „Wypowiedzenie znajomości”. Nie dość, że pod kątem technicznym przoduje na tle moich innych produkcji, to jeszcze dał mi dużo możliwości aktorskich. A pointa, mimo że trochę truistyczna, uważam, że mimo wszystko, dla młodego widza – istotna.

Czy chciałbyś kiedyś przejść z YT do telewizji?

To ciekawe, bo jeszcze kilka lat temu, wydawałoby się, że będzie to naturalna kolej rzeczy. Gość, który osiągnął sukces w Internecie, chce czegoś więcej – więc idzie do TV. A moim zdaniem, mimo wszystko, w tej chwili to krok wstecz. Zobacz, jak telewizje coraz bardziej zabiegają o internautów. Mam jednak wrażenie, że robią to trochę po omacku, metodą prób i błędów. Z naciskiem na to drugie (uśmiech). Zresztą forma telewizyjna jakoś nigdy nie była mi specjalnie bliska. Tak jak powiedziałem – kino to moja prawdziwa bajka. I wierzę, że kiedyś i tam uda mi się postawić swoje platfusowe stopiszcza, nie żebym głosował na PO, po prostu mam płaskostopie (śmiech).

Twoja dziewczyna, Laura, również prowadzi kanał na YT. Pomagasz jej w tworzeniu filmów?

Działamy w nieco odmiennej estetyce, jednak gdy tylko potrzebuje pomocy – robię to. To chyba naturalne, jest w końcu najbliższą mi osobą. Kibicuję jej od samego początku, zresztą sam ją do tego namawiałem. Ma niezwykle artystyczną duszę, której nie była w stanie w pełni wyrazić tylko słowami – co najpierw próbowała robić na swoim blogu. Obraz idealnie dopełnił treść, którą chce przekazywać. Jestem autorem zdjęć do jej kilku filmików, często też pomagam przy montażu, i co najważniejsze - przecieram szlaki w youtube'owym świecie. Staram się, by uniknęła błędów, które ja swego czasu popełniłem. Największym jej problemem jest brak regularności. Niestety w tej kwestii niewiele mam do powiedzenia, bo zahaczałoby to o hipokryzję.

Ostatnio wielu twórców internetowych wydaje książki. Czy też masz takie plany?

Czas pokaże (tajemniczy uśmiech)... Wolę nie zapeszać. Chciałbym opowiedzieć młodemu czytelnikowi moją historię i pokazać że jakikolwiek sukces, to wcale nie wypadkowa szczęścia i znajomości – tylko systematyczna pogoń za, wydawałoby się, odległymi marzeniami, już od samego dzieciństwa. Poprzez drogę, która wcale nie jest usłana różami, a nawet jeśli, to nie zapominajmy, że przecież róże mają kolce. Takie historie z krwi i kości, dają prawdziwego, motywacyjnego kopa. Można przecież dawać instrukcje w stylu: „zrób to, bądź taki i taki itd.”. Jednak dopiero, gdy pokażesz to na żywym organizmie, najlepiej własnym, udowodnisz, że to nie tylko górnolotne coachingowe pierdoły. Zresztą gdzie mi do coacha, w nienagannie wyprasowanym garniaku. Jestem zwykłym śmieszkiem, często w zabrudzonym t-shircie.

Autor: Ada Sowińska

Teraz serce internetu w jednej aplikacji. Bądź na bieżąco i pobierz w Google Play albo App Store.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić