Sprawdzamy pogodę dla Ciebie...

Tunel drążyli łyżką, a urobek wyciągali w kubku. Spektakularna ucieczka Anglików

13

Ćwierć wieku przed słynną ucieczką alianckich pilotów ze stalagu Luft III w Żaganiu w marcu 1944 roku doszło do niemniej spektakularnej, a dziś całkowicie zapomnianej ucieczki angielskich oficerów z obozu dla jeńców w Świdnicy na Dolnym Śląsku.

Tunel drążyli łyżką, a urobek wyciągali w kubku. Spektakularna ucieczka Anglików
(Odkrywca)

Anglicy w Świdnicy

Od czasów króla Fryderyka II Wielkiego Świdnica stanowiła ważny punkt na militarnej mapie najpierw Prus, a następnie cesarstwa niemieckiego. Mimo likwidacji umocnień potężnej twierdzy w II poł. XIX wieku, w mieście aż do 1945 roku stacjonował zawsze silny garnizon wojskowy, oparty o stosunkowo dużą infrastrukturę złożoną z koszar i wielu budynków pomocniczych. Fakt ten umożliwiał organizowanie obozów jenieckich na terenie miasta, w których na przestrzeni XIX i XX wieku przetrzymywani byli między innymi żołnierze duńscy, serbscy, rumuńscy, włoscy, austriaccy, rosyjscy, belgijscy, francuscy oraz angielscy, i to począwszy od wojny prusko-duńskiej w 1864 roku, przez wojnę prusko-austriacką w 1866 roku aż po I wojnę światową. Historia ucieczki oficerów angielskich z obozu jenieckiego w Świdnicy dotyczy tego ostatniego okresu, a konkretnie 1918 roku.

Decyzję o stworzeniu obozu jenieckiego dla angielskich oficerów wziętych do niewoli na froncie zachodnim podjęto zapewne w 1917 roku. Planowano umieszczenie w nim około 1000 jeńców, którzy mieli być tu przetransportowani między innymi z obozów znajdujących się na zachodnich rubieżach Niemiec, bliżej frontu. Świadczy o tym m.in. zachowana fotografia pokazująca wymarsz kolumny jeńców z obozu w Karlsruhe, właśnie do obozu w Świdnicy w czerwcu 1918 roku.
W Świdnicy powstały właściwie dwa obozy dla alianckich oficerów. Pierwszy został zlokalizowany w 1917 roku na terenie wybudowanego w latach 1879–1881 dużego kompleksu budynków dla schroniska, domu poprawczego i obozu pracy dla nieletnich, zachowanego do chwili obecnej przy ulicy Sprzymierzeńców. Był to tzw. Lager I Schweidnitz. Drugi z obozów – Lager II Schweidnitz powstał w 1918 roku w budynkach dawnego kolegium jezuickiego, także w większości zachowanych przy obecnej ulicy Spółdzielczej.

(Odkrywca)

Pierwszy transport oficerów alianckich, liczący około 100 jeńców, dotarł do Świdnicy 8 grudnia 1917 roku i został rozlokowany w obozie Lager I Schweidnitz. W kolejnych miesiącach docierały do Świdnicy następne transporty, złożone z oficerów angielskich, kanadyjskich i francuskich. Byli wśród nich przedstawiciele różnych rodzajów broni, zarówno lotnictwa, wojsk lądowych, jak i marynarki. Można szacunkowo przyjąć, że w obozie tym przebywało ok. 800 jeńców. Kolejnych 200 rozlokowano w obozie Lager II Schweidnitz, tuż obok świdnickiej katedry, co jak się okazało, było w przyszłości nie bez znaczenia dla opisywanych zajść.

Teatr, biblioteka, drużyna piłkarska

Warunki życia alianckich jeńców w Świdnicy, których przeważającą część stanowili oficerowie angielscy, były więcej niż znośne, a wręcz można powiedzieć, że bardzo dobre, biorąc pod uwagę sytuację ekonomiczno-materialną samych mieszkańców miasta. Los ludności Świdnicy w schyłkowym okresie I wojny światowej był bowiem nie do pozazdroszczenia. Zakradające się do każdego z domostw głód i nędza, będące wynikiem czteroletniego prowadzenia wojny na kilku frontach, prowadziły do ekstremalnych sytuacji. Po przysłowiowej niemieckiej dyscyplinie nie było śladu, a wielu spośród mieszkańców miasta stało godzinami pod oknami domu przy Spółdzielczej, gdzie przetrzymywano jeńców, oczekując, że Anglicy z litości rzucą im coś do jedzenia. Znamienne jest bowiem to, że oficerowie angielscy oprócz zwykłych, przynależnych im przydziałów, otrzymywali także mnóstwo paczek z domu i z Czerwonego Krzyża, bądź innych organizacji niosących pomoc. Ta swoista symbioza między Anglikami a wygłodzoną niemiecką ludnością miała zresztą odegrać istotną rolę w opisywanych wydarzeniach.

(Odkrywca)

Ponieważ oficerowie zwolnieni byli z obowiązku pracy, sporo czasu poświęcali na organizację życia obozowego. W obozie działał między innymi chór i teatr, a zachowane fotografie z tego okresu ukazują dbałość, z jaką Anglicy wykonywali chociażby scenografię, kostiumy czy charakteryzacje. Ukazywała się także obozowa gazeta „The Barb”. Początkowo w niewielkiej objętości, z czasem urosła do 40-stronicowego magazynu (sic!), redagowanego przez oficerów L. L. Chapmana, B. H. Clarka, J. B. Sterndale-Bennetta, J. B. Daniela oraz porucznika Perry’ego. Zawierała fragmenty prozy, opowiadania, informacje o przedstawieniach teatralnych i życiu obozowym. Wszystko okraszone było typowo angielskim humorem.

Do swojej dyspozycji jeńcy mieli także obozową bibliotekę. Na terenie obozu działała też orkiestra, która ćwiczyła i dawała koncerty w dawnym kościele ewangelickim, znajdującym się na terenie obozu Lager I Schweidnitz, a rozebranym dopiero w latach 70. XX wieku. Odbywały się w nim także nabożeństwa w języku angielskim. Zachowane do dziś zdjęcia z tego okresu ukazują również drużyny piłkarskie, które uczestniczyły w wewnątrzobozowych rozgrywkach. Zmarłych w okresie niewoli jeńców alianckich chowano z honorami na cmentarzu garnizonowym. W latach 30. XX wieku wszyscy pochowani na tym cmentarzu Anglicy zostali ekshumowani i ponownie pochowani na jednym z cmentarzy w Berlinie. Na terenie nekropoli pozostał jednak pamiątkowy obelisk z inskrypcją „Pamięci brytyjskich jeńców” i nazwiskami wszystkich zmarłych żołnierzy. Niestety, podobnie jak sam cmentarz, systematycznie niszczony od maja 1945 roku i ostatecznie zlikwidowany w latach 70. XX wieku, obelisk nie zachował się.

(Odkrywca)

Preludium

Preludium do wielkiej, masowej ucieczki Anglików 19 marca 1918 roku były wydarzenia, do jakich doszło nieco ponad dwa tygodnie wcześniej. W nocy z 2 na 3 marca z obozu Lager II Schweidnitz przy ulicy Spółdzielczej uciekło bowiem dwóch pierwszych oficerów. Jednym z nich był kapitan William Crawshay Loder-Symonds (1886–1918). Służył w Pułku Wiltshire, został ranny pod Le Cateau (Francja) i wzięty do niewoli 24 sierpnia 1914 roku. W październiku tego roku awansowano go do stopnia kapitana. Był jednym z pierwszych oficerów angielskich, któremu zaproponowano internowanie w Holandii, na co się nie zgodził. W 1917 roku trafił do obozu w Świdnicy. O szczegółach tej ucieczki niewiele było wiadomo poza tym, że zakończyła się ona powodzeniem. Po powrocie do Londynu Loder-Symonds został przyjęty na specjalnej audiencji w pałacu Buckingham przez króla Jerzego V Windsora. W odnalezionej w 1989 roku „Kronice kościoła farnego w Świdnicy”, spisanej w latach 20. XX wieku, a więc krótko po tej ucieczce, odnaleziono informacje dotyczące okoliczności tej ucieczki, o jakich było wówczas głośno w mieście.

Określono ją jako „niefortunne wydarzenie”, które ówczesne dowództwo garnizonu świdnickiego starało się zachować w tajemnicy. Obaj oficerowie przetrzymywani byli w domu zaopatrzenia (obecnie nieistniejącym), a na wolność mieli się wydostać przez okno w piwnicy z winem należącym do parafii i dalej przez ogród parafialny. Według plotek uciekinierom miał przy tym pomóc ktoś z parafii, chociaż autor zapiski w Kronice stwierdza, że wydaje się to kompletnie niemożliwe. Z pewnością jednak przesłuchiwany był ówczesny proboszcz Paul Jende, znany ze swojego oddania rodzinie cesarskiej. Być może właśnie te podejrzenia, negatywne emocje z tym związane i okoliczności ucieczki sprawiły, że kilka miesięcy później doznał on wylewu krwi do mózgu i zmarł trzy dni później, 16 października 1918 roku. Sam Loder-Symonds, który powołany został do służby w 25. Eskadrze Szkoleniowej Królewskich Sił Lotniczych, zginął w wypadku lotniczym 30 maja 1918 roku, pilotując samolot szkolny Airco DH.6. Wolnością cieszył się niecałe 4 miesiące. Niestety, nie są znane personalia drugiego z uciekinierów, podobnie jak i jego losy. Niewykluczone, że zginął podczas ucieczki, bowiem jego powrót do Anglii odbiłby się szerokim echem, podobnie jak udana ucieczka Williama Crawshaa Loder-Symondsa.

(Odkrywca)

Przygotowania

O przygotowaniach do wielkiej ucieczki dowiadujemy się częściowo na podstawie relacji Turna Harkera, jednego z jej uczestników, oraz niemieckich artykułów prasowych, informujących post factum o tym wydarzeniu. Anglicy musieli bez wątpienia nawiązać kontakt z kilkoma osobami spoza obozu – Niemcami, którzy przygotowali dla nich nie tylko cywilne ubrania, lecz także wyposażyli ich w dość szczegółowe mapy tych obszarów Europy. Prawdopodobnie prowadzili handel wymienny z kimś z obsługującego ich personelu. Anglicy oddawali jedzenie, Niemcy przynosili w zamian ubrania, mapy itp.
Jedyną metodą opuszczenia obozu, na którą zdecydowano się po ucieczce kapitana Lodera-Symondsa – po której Niemcy wzmocnili straże, było wykopanie tunelu. Nie było to sprawą prostą, zważywszy na stałą kontrolę obozu, jak i na warunki terenowe. Jedynym sensownym kierunkiem, w którym można było poprowadzić tunel, był znajdujący się obok baraków jenieckich teren po wielkiej Wystawie Przemysłu i Rzemiosła, jaka odbyła się w 1911 roku, zamienionego po jej zakończeniu w park (obecnie Park Centralny).

Aby jednak pomysł ten można było zrealizować, należało pokonać ostre nachylenie terenu w miejscu, gdzie znajdowała się skarpa po dawnych umocnieniach twierdzy świdnickiej. Jeden z uciekinierów relacjonował, że „w tunelu w momencie kopania mogła przebywać jedynie jedna osoba”- musiał on więc posiadać niewielki przekrój, zaś „ziemię wykopywano łyżkami do jedzenia, a urobek wsypywano do kilku kubków przywiązanych do jednej liny, którą na zasadzie przypominającej kołowrót wciągano stale do góry i spuszczano na dół”. Wylot z tunelu wychodzić miał na zapleczu stojącego niegdyś w parku budynku, mieszczącego kawiarnię „Promenaden-Cafe”, który zasłaniać miał uciekających przed wzrokiem ewentualnych przypadkowych świadków. Nie wiadomo kiedy się rozpoczęło i ile trwało drążenie 8-metrowego tunelu. Jego wykonawcy musieli przeprowadzić go na tyle głęboko, aby ominąć fundamenty solidnego muru, okalającego parcelę z budynkami schroniska, gdzie funkcjonował obóz. Tunel musiał być jednak gotowy przed 19 marca 1918 roku.

(Odkrywca)

Ucieczka

Do ucieczki doszło w nocy z 19 na 20 marca, przed porannym apelem i sprawdzaniem stanu ilościowego jeńców. Nie wiadomo, czy przez tunel udało się wydostać wszystkim chętnym, czy tylko jakiejś części, wyłonionej w drodze losowania. Faktem jest, że obóz opuściło 24 oficerów. Niejasne są planowane kierunki ucieczki jeńców. Z relacji wspomnianego Turna Harkera jednoznacznie wynika jednak, że ostatecznym celem była neutralna Szwajcaria. Relacje zamieszczane w świdnickiej prasie sugerują, że Anglicy uciekać mieli do Holandii. Być może uciekinierzy celowo rozdzielili się na mniejsze grupy, aby zmylić pościg i zwiększyć szanse powodzenia całego planu. Faktem jest, że część z nich ruszyła na północ, część natomiast w kierunku granicy z Austro-Węgrami.

Masowa ucieczka okazała się o wiele trudniejsza w realizacji niż początkowo to zakładano. Reakcja Niemców była natychmiastowa. Telegrafem poinformowano posterunki żandarmerii i policji, zaś w prasie śląskiej ukazały się wezwania do ludności o obowiązku natychmiastowego informowania policji na temat wszelkich podejrzanych osób, które kręciłyby się po okolicy. Do 22 marca zdołano schwytać 9 Anglików. Dwóch pierwszych pochwycił w pobliżu Modliszowa (ok. 7 km od miejsca ucieczki) tamtejszy leśniczy Weißhampel. Jego pies wyczuł zapach i złapał trop uciekających, doprowadzając po śladach do miejsca, w którym odpoczywali. Stało się to dwie godziny po zauważaniu w obozie braku 24 spośród jeńców. Kolejnego sprowadzono z Pieszyc (ok. 19 km).

Dość ciekawego sposobu próbował użyć jeden z oficerów, który zamierzał wydostać się z miasta koleją. Ubrany z fantazją – na głowie miał kapelusz, jaki zwykle noszą artyści, w płaszczu prochowym, w czarnych lakierkach i z aktówką pod pachą, próbował po prostu wsiąść do pociągu i odjechać. Złapali go przedstawiciele straży dworcowej, na „których zrobił wrażenie bardzo eleganckiej osoby”. Na dwóch uciekinierów natknął się 21 marca około godz. 10 wieczorem w pobliżu nasypu kolejowego w Goczałkowie (ok. 25 km) wachmistrz żandarmerii König, który sprowadził ich pod bronią do Strzegomia, skąd odesłano ich do Świdnicy.

(Odkrywca)

Do 28 marca w obozie brakowało już tylko zaledwie 2 z 24 oficerów, którzy zdecydowali się na ucieczkę. Ciekawostką jest fakt, że niektórzy z jeńców, którym udało się wydostać na „wolność”, sami postanowili wrócić do obozu internowania! Zmusiło ich do tego zderzenie z realiami rzeczywistości za murami. Na zewnątrz nie mogli liczyć na jakąkolwiek już pomoc, co przy odległościach, jakie musieliby pokonać w zupełnie obcym kraju, było kluczowe. Istotną rolę odgrywać musiała przy tym pora roku – pamiętać należy, że na ucieczkę wybrano marzec, gdzie nie można jeszcze znaleźć pożywienia na polach, a zapasy zabrane na drogę nie mogły wystarczyć na długo.

Najwytrwalsi

Najdalej na zachód dotarło dwóch oficerów – porucznik T. G. Holley i podporucznik E. A. Copelland, należący do jednostek kanadyjskich, walczących w czasie I wojny światowej dla brytyjskiego Commonwealthu. Udało się dostać aż do Żar (ok. 161 km), gdzie pochwycił ich patrol tamtejszej żandarmerii. Obaj byli wyjątkowo dobrze wyposażeni, co zdumiało niemieckich funkcjonariuszy, a co potwierdza przypuszczenie, że ucieczka była doskonale zaplanowana pod względem technicznym i dokonano jej przy znacznej pomocy z zewnątrz. Posiadali gumowane płaszcze przeciwdeszczowe, a w ich plecaku znaleziono ciastka, konserwy itp., jak również mapy, na których wytyczono dokładną trasę do Holandii. Rewizja osobista wykazała dodatkowo, iż każdy z nich posiadał przy sobie ponad 100 marek w gotówce. Celem przesłuchania odprowadzono ich do Sądu Rejonowego w Żaganiu, a stamtąd sprowadzono koleją do Świdnicy.

Kierunki południowy i częściowo zachodni okazały się dla zbiegów równie pechowe. Dwóch lotników angielskich pochwycono w Jedlince (ok. 21 km). Dwóch kolejnych w drodze do Jeleniej Góry, gdy próbowali przedostać się koleją w kierunku zachodnim. Nakryto ich na próbie wskakiwania do pociągu towarowego w pobliżu Marciszowa (ok. 45 km). Najdalej dotarło dwóch jeńców, wśród których znajdował się wspomniany Turn Harker. Doszli oni w okolice Hradca Kralove w Czechach (ok. 120 km), należących w owym czasie do Austrio-Węgier, gdzie ich aresztowano. Do końca wojny przebywali w jednym z austriackich, pilnie strzeżonych zamków, przerobionych na obóz internowania o zaostrzonym rygorze.

(Odkrywca)

Dumni Niemcy

Przedsięwzięcie zakończyło się więc fiaskiem. Lokalna prasa niemiecka z dumą odnotowała 6 kwietnia 1918 roku, że pojmano wszystkich zbiegłych jeńców świdnickiego obozu internowania. Podkreślano, szybką reakcję na liczne odezwy miejscowej ludności, która pomogła w złapaniu zbiegów.
Wszyscy biorący udział w ucieczce Anglicy – z wyłączeniem dwóch, którzy zostali złapani na terenie Austro-Węgier – stanęli przed sądem. Zarzucono im, że ucieczka była niezgodna z obowiązującymi traktatami międzynarodowymi. Nie skazano ich na śmierć, tak jak to miało miejsce 26 lat później w odniesieniu do części uciekinierów z Żagania. Wszyscy powrócili do swej ojczyzny po zakończeniu I wojny światowej.
Niemcy potraktowali ucieczkę jako niepospolite wydarzenie. Zostało ono przez nich upamiętnione wydaniem kartki pocztowej, na której umieszczono zdjęcie wylotu z tunelu, którym dokonano ucieczki oraz budynek kawiarni „Promenaden-Cafe, koło której go wydrążono. Pocztówka ta należy do jednej z najciekawszych i najcenniejszych, jakie kiedykolwiek wydrukowano na temat Świdnicy.

Ożywić pamięć

Miejsca związane z opisywanymi wydarzeniami częściowo zachowały się do dziś. Nie ma już budynku przy ulicy Spółdzielczej, mieszczącego obóz Lager II Schweidnitz, z którego uciekał kapitan William Crawshay Loder-Symonds. Obiekty, w których mieścił się obóz Lager I Schweidnitz przy obecnej ulicy Sprzymierzeńców, użytkowane są obecnie przez Schronisko i Zakład Poprawczy dla Nieletnich, chociaż w ciągu ostatnich kilku dekad rozebrane zostały drewniane baraki jenieckie i dawny kościół ewangelicki, jakie znajdowały się na terenie obozu. Jeszcze w latach 20. XX wieku, ze względu na zły stan techniczny, rozebrany został także budynek kawiarni „Promenaden Cafe”. W jego miejscu powstał przed II wojną światową Ogród Różany. Dziś teren jest całkowicie zaniedbany. Zachował się natomiast pierwotny układ skarp oraz starych murów, okalających Schronisko i Zakład Poprawczy dla Nieletnich. Być może badania terenu w tym miejscu pozwoliłyby na dokładne zlokalizowanie miejsca, gdzie tunel został wydrążony. Obecnie park jest miejscem prowadzonej przez władze Świdnicy rewitalizacji, która będzie obejmować także miejsce z prawdopodobnym usytuowaniem tunelu. Wydaje się, że historia ucieczki Anglików ze Świdnicy godna jest upamiętnienia przynajmniej stosowną tablicą jako niezwykłe wydarzenie w dziejach miasta. Póki co można jedynie ubolewać, że historia ta znana jest bardziej daleko poza granicami Polski niż w samej Świdnicy.

Więcej przeczytasz w najnowszym "Odkrywcy"

Andrzej Dobkiewicz - dziennikarz i publicysta, autor artykułów i opracowań dotyczących historii ziemi świdnickiej, autor i wydawca książek historycznych. Współpracuje z Fundacją „Idea”.

Sobiesław Nowotny - historyk i tłumacz, autor wielu artykułów, opracowań i książek z zakresu historii Dolnego Śląska. Współpracuje z Fundacją „Idea”.

Zobacz także: Zobacz także: Zginął podczas ucieczki. Dramatyczna historia z Pompejów

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Które z określeń najlepiej opisują artykuł:
Wybrane dla Ciebie
Wyniki Lotto 15.02.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Ekstra Premia, Mini Lotto, Kaskada
Dokumentował wieczorny spacer po Krupówkach. Nagle rozgorzała awantura
Tragiczny finał wakacji na Zanzibarze. Żona zmarłego zabrała głos
Żyje bez dachu nad głową. Policjanci nawet się nie wahali
Papież Franciszek w szpitalu. Od tego zależy, czy tam zostanie
Nie mieli tego w mieszkaniu. Tragiczny finał
Zginęło 49 osób. Mija 46 lat od tragedii w warszawskiej Rotundzie
Ewakuacja blisko 100 turystów w Białce Tatrzańskiej. W pensjonacie pojawił się dym
Ewaryst Lossow nie żyje. Był domniemanym synem siostry zakonnej
Jest 600 tys. razy większa od Słońca. Kolizja może nastąpić szybciej, niż sądzono
Fałszywe zebry w chińskim zoo. Chcieli przyciągnąć zwiedzających
Zostawiła zakupy na tarasie. Dydelf zjadł niemal cały tort czekoladowy
Przejdź na
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem strony Kliknij tutaj, aby wyświetlić