Banan na twarzy
Minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki skorzystał z okazji i podczas prezentacji polskiego samochodu wyścigowego Arrinera Hussarya GT zasiadł za jego kółkiem. Każdy dorosły facet wsiadający do takiej zabawki natychmiast zamienia się w małego chłopca. Nie ma tu wyjątków, więc banan na twarzy wicepremiera jest zupełnie zrozumiały.
Arrinera Hussarya GT jest już w sprzedaży, ale cena - jak to z superautami - nie jest łatwa do przełknięcia.
To ile?
Dostępną w sprzedaży wersję wyceniono na 229 tys. dolarów (ok. 960 tys. zł). Obowiązkowy zestaw zapasowych części to kolejne 69 tys. (ok. 290 tys. zł). W sumie Arrinera Hussarya GT to wydatek rzędu 1,25 mln zł.
Napęd
W samochodzie zamontowano silnik LS7 V8 od General Motors o pojemności 7008 cm3 i mocy 505 KM, który pomoże rozpędzić ważące mniej niż 1250 kilogramów auto do 300 km/h. Taki sam można znaleźć m.in. w autach sportowych Spada Codatronca, Chevrolet Corvette Z06 czy Chevrolet Camaro Z/28.
Co jeszcze?
W sprzedawanej wersji znajduje się sześciobiegowa, sekwencyjna skrzynia Hewland obsługiwana manetkami przy kierownicy, zawieszenie marki Öhlins oraz hamulce o średnicy 380 milimetrów z sześcioma tłoczkami.
Jedno "ale"
Obecnie w sprzedaży nie ma wersji dopuszczonej do ruchu po drogach publicznych. Nabywca musi się z tym liczyć i przygotować przyczepę albo naczepę TIR-a do przewożenia między domem a torem wyścigowym.
Road legal
Na wersję, którą będzie można śmigać autostradami czy polansować się po mieście, trzeba będzie poczekać ok. roku. Samochód ma być skonstruowany podobnie, ale ze słabszym silnikiem (6,2 litra) i bardziej cywilizowanym wnętrzem.
Trzecia wersja
Tak, będzie i taka. Zdecydowanie droższa, bo ma mieć luksusowe wnętrze i różne gadżety. O cenie nie można jeszcze nic powiedzieć, ale taniej na pewno nie będzie.