Takiej gry jeszcze nie było. Setki osób szukało wirtualnych Pokemonów
Niespodzianka
Turyści odwiedzający Sydney musieli być bardzo zdziwieni, kiedy przechadzając się w okolicy najpopularniejszej opery świata, zobaczyli zgromadzenie ponad tysiąca osób. Potężna grupa mieszkańców właśnie rozpoczynała poszukiwania Picachu - ikony japońskiego anime "Pokemon".
Okazja
Wszystko z powodu środowej premiery dedykowanej smartfonom gry Pokemon Go, która miała miejsce w Australii. Gra odbywa się w czasie rzeczywistym na ekranach telefonów. Aplikacja łączy się z mapą i na podstawie sygnału GPS pokazuje na niej pozycję gracza. Oprócz tego rozmieszcza na prawdziwej mapie m.in. wirtualne Pokemony, które trzeba odnaleźć i zdobyć.
Zaskoczenie
Pomysłodawcą zabawy jest Guy 'Yug' Blomberg, content manager w PAX Australia i Oz Comic-Con. Wszystko zaczęło się, kiedy utworzył publiczne wydarzenie na Facebooku, zapraszając znajomych na krótką rozgrywkę do Królewskich Ogrodów Botanicznych w Sydney. Rzeczywistość pokrzyżowała mu jednak plany, ponieważ do wydarzenia dołączyło w bardzo krótkim czasie ponad 5 tysięcy osób.
Popularność, która robi wrażenie
Ostatecznie w miejscu zbiórki zameldowało się około 1000 osób, co i tak wielokrotnie przerosło oczekiwania Blomberga. Ogromna liczba chętnych przysporzyła jednak kłopotów twórcom Pokemon Go. Nie przewidzieli oni widocznie, iż pierwsze dni po premierze przyniosą tak ogromną popularność, że aż padną główne serwery gry.
Nie spodziewałem się takiego zasięgu. Do tej pory jestem zaskoczony rozmiarem wydarzenia. Poza tym myślę, że to, co się wydarzyło, ma bardzo pozytywny wydźwięk. W końcu udało się wyciągnąć z domów mnóstwo ludzi - powiedział Bloomberg w wywiadzie dla australiskiego wydania Mashable.
Gra miejska
Wyjście z domu, sprzed telewizora lub komputera jest faktem, jednak przez cały czas trwania zabawy jej uczestnicy nie podnosili wzroku znad ekranów smartfonów. Można więc mówić o połowicznym sukcesie, choć samo wydarzenie jest rzeczą pionierską wśród historii gier miejskich na całym świecie.
Wykańczające tempo
Bloomberg dodał także, że sam spacer był dosyć wyczerpujący. Wszyscy poruszali się niezwykle szybko, chcąc tym samym jako pierwsi złapać pojawiające się na mapie rzadkie okazy Pokemonów.
Autor: Kamil Królikowski