Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Kłopotliwy "spadek" za miliard. Kukułcze jajo Błaszczaka

800

Nieoczekiwany i kłopotliwy "spadek" zostawił swojemu następcy minister Mariusz Błaszczak. Z wartym niemal miliard zł pytaniem do USA o zakup radiostacji będzie musiał mierzyć się Władysław Kosiniak-Kamysz. Sprawa jest o tyle zaskakująca, że bardzo podobne urządzenia produkuje polski przemysł obronny.

Kłopotliwy "spadek" za miliard. Kukułcze jajo Błaszczaka
Były minister obrony Mariusz Błaszczak z wizytą na poligonie w Bemowie, gdzie odbywały się szkolenia z obsługi systemu Patriot (PAP)

Kwestię zapytania strony polskiej opisał m.in. analityk spraw wojskowych, Jarosław Wolski. Poinformował, że zwróciliśmy się do Amerykanów z pytaniem o możliwość nabycia radiostacji - zarówno doręcznych, indywidualnych, jak i większych, plecakowych.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Suma jest niebagatelna. 255 mln dolarów to co najmniej miliard złotych. Radiostacje mogą być przeznaczone, jak opisuje Wolski, do Wojsk Specjalnych oraz do obsługi systemu Wisła, którego podstawą będą amerykańskie wyrzutnie rakietowe Patriot. Nie jest jednak jasne, gdzie trafią.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: WP News wydanie 18.09, godzina 11:50

O co tu chodzi?

Łączność to krwioobieg armii. Służy do przekazywania poleceń, rozkazów oraz obiegu informacji niejawnych. Z tego względu, każde siły zbrojne dążą do jak największej autonomii w tym zakresie. Innymi słowy - do tego, bo dostawcy rozwiązań z zakresu komunikacji byli krajowi. Nie dotyczy to, jak widać, Polski.

Może w tym przypadku chodzić o to, by konkretne jednostki i pododdziały mogły ze sobą współpracować. Szczególnie istotne jest to w przypadku załóg i obsług zestawów Patriot. Czy polskie systemy łączności są interoperycjne z systemami USA? Teoretycznie powinny być.

Kwestia interoperacyjności. Wyobraźmy sobie sytuację konfliktu. Na jednym skrzydle mamy Amerykanów, na drugim Brytyjczyków, a z tyłu Niemców. Dogadamy się ze wszystkimi? No, wątpię. Każdy ma inny system łączności, a my za chwilę zaorzemy naszą, polską, rodzimą komunikację radiową - mówi o2.pl były żołnierz wojsk łączności, zastrzegający anonimowość.

Amerykanie są tu obecni od lat i problem nie jest nowy. W praktyce może być różnie. Różne są platformy Tyle, że kwestie łączności, kryptologii i wymiany informacji są przez wojskowe służby mocno pilnowane i przestrzega się zasad bezpieczeństwa, więc informacje na ten temat z rzadka pojawiają się w mediach. Warto zarazem zaznaczyć, że wystawione przez zapytanie dotyczy urządzeń mających zdolność do łączności satelitarnej.

Biedne kraje, które nie mają własnego przemysłu, kupują sprzęt z półki od innych. Ci, którzy mają potencjał, powinni pozostać przy własnym sprzęcie. Mówiąc o radiostacji wyprodukowanej w kraju mamy wiedzę, o każdej linii kodu jej oprogramowania. Możemy je zmieniać, modyfikować - możemy zrobić z nimi wszystko, co chcemy. W przypadku radiostacji z innego kraju takich możliwości zwyczajnie nie ma - przekonuje dalej nasz rozmówca.

Artykułuje to także rzecznik Grupy WB - jednego z czołowych krajowych producentów urządzeń telekomunikacyjnych dla wojska i służb.

Odnosząc się do pańskich pytań, warto zwrócić uwagę, że doświadczenia z konfliktu ukraińskiego pokazały, jak ważne są samodzielne zdolności do produkcji, napraw i serwisu, a także dostarczania części zamiennych sprzętu wojskowego. Dotyczy to w szczególności nowoczesnych radiostacji taktycznych, opracowanych w Polsce przez rodzimy przemysł i certyfikowanych przez odpowiednie służby. Polskie urządzenia spełniają przy tym najnowsze normy NATO, jak STANAG 5651, bowiem uczestniczyły w jego opracowaniu - pisze Remigiusz Wilk.

I dodaje, że kupując radiostacje Harrisa, będziemy znali założenia, w myśl których system funkcjonuje. Nie będziemy umieli przeciwdziałać, kiedy np. ktoś niepowołany zakłóci lub zatrzyma komunikację - tu działania będą leżały w gestii Amerykanów. A przez to nie będziemy mieli kontroli nad całością systemu.

Skądinąd sam kontrwywiad wojskowy też ma swoje za uszami. Dopiero w przyszłym roku mają być certyfikowane polskie radiostacje, mające możliwość przesyłu informacji niejawnej. Z tym że o najniższej możliwej klauzuli poufności i tylko polskiej. Służba Kontrwywiadu Wojskowego jest przeciążona i mała, a do tego ma ogrom innych zdań.

Dwa łyki radiotechniki

Informację w eterze chronione są na trzy sposoby. Można to porównać do trzypiętrowego budynku. Pierwsze, podstawowe "piętro", to COMSEC. Nadanej informacji nie można odczytać - niepowołany odbiorca nie ma do niej klucza kryptograficznego. Poziom drugi to TRANSEC. Polega na "schowaniu" nadanej informacji poprzez np. obniżanie poziomu transmisji lub tzw. hopping, czyli ciągłą zmianą częstotliwości radiowej.

Poziom trzeci to NETSEC - ukrycie struktury sieci; tego, która radiostacja częściej przyjmuje, a która częściej wysyła dany komunikat. W ten sposób można, dokonując stosownej analizy, namierzyć choćby dowodzącego pododdziałem czy jednostką na polu walki. Dokonuje się tego - w uproszczeniu - poprzez tworzeniu fałszywego ruchu w sieci radiowej, który ma utrudnić przeciwnikowi rozpoznanie radioelektroniczne.

Jest też kolejna kwestia. Chcemy wydać miliard zł. Biorąc pod uwagę cykl życia takiego sprzętu wydamy dodatkowy miliard z biegiem lat. Na serwis, modyfikację, wymiany itp. W wypadku zakupów spoza przemysłu krajowego to właśnie serwisy i modyfikacje stanowią lwią część dodatkowych, ukrytych kosztów. Kupując sprzęt od Amerykanów wiążemy się z nim na co najmniej dwie dekady. I nic z tym nie będziemy w stanie zrobić.

Plusy dodatnie, plusy ujemne

Może zatem plusem jest łączność satelitarna, oferowana przez Amerykanów? To brzmi bardzo dumnie. Ale jest jedna istotna kwestia: każdy satelita ma określoną liczbę kanałów, którymi może sygnał przyjąć i nadać dalej komunikat. Zakup większej ilości radiostacji ze zdolnością do komunikacji satelitarnej, przy braku zdolności własnych w zakresie łączności satelitarnej, jest przerostem formy nad treścią. Bez własnych satelitów, całkowicie nam podległych, niewiele zrobimy.

Amerykańskie systemy dają także możliwość przesyłania informacji niejawnych. Nasze, jak już wyartykułowano, są w procesie dopuszczania do przesyłu informacji niejawnej. Z jedną, bardzo istotną uwagą: to, że można przy pomocy radiostacji z USA przesyłać informacje niejawne, polega na ich zapewnieniu. To, czy nie ma w urządzeniach tzw. backdoor'ów - "tylnych wejść" do systemu, pozwalających na odczytywanie danych przez inne podmioty, pozostaje wyłącznie kwestią wiary i zaufania. A w przypadku tak wrażliwej dziedziny, jak łączność militarna, wiara i zaufanie to jednak zbyt mało.

Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić