Miał wypadek na hulajnodze. Sprawa 11-latka trafiła do sądu
Andrzej, 11-latek z Białegostoku, ucierpiał w wypadku podczas jazdy na hulajnodze. Oprócz karetki na miejsce wezwano również policję. Sprawa ostatecznie została przekazana do sądu rodzinnego. Informacje o incydencie podała "Gazeta Współczesna".
Najważniejsze informacje
- Andrzej miał wypadek na hulajnodze.
- Policja i sąd rodzinny badają, czy doszło do zaniedbania rodzicielskiego.
- Sprawa była dla rodziny poważnym emocjonalnym wyzwaniem.
Pewnego sierpniowego popołudnia 11-letni Andrzej z Białegostoku przeżył moment, który na długo zapamięta cała jego rodzina. Podczas beztroskiej zabawy z kolegą chłopiec spadł z hulajnogi.
Pierwszy taki jarmark w historii. "Zaskoczył mnie rozmach"
Jak podaje "Gazeta Współczesna", upadek był na tyle niefortunny, że uderzył głową o asfalt, co wymagało natychmiastowej pomocy medycznej. Rodzice przeżywali pełne napięcia chwile, czekając na wyniki badań — na szczęście wykazały one, że obrażenia nie są poważne i chłopiec szybko dojdzie do siebie.
Choć sam wypadek był niegroźny, konsekwencje formalne okazały się dla rodziny zaskakujące. Interesować zaczęła się nimi policja, a później także sąd rodzinny. Funkcjonariusze analizowali, czy doszło do zaniedbania obowiązków opiekuńczych, zwłaszcza że Andrzej jechał bez kasku i - jak wynikało z ustaleń - próbował przewozić kolegę na jednej hulajnodze. To wystarczyło, by sprawa trafiła przed oblicze sędziego.
Jak informuje "Gazeta Współczesna", podczas posiedzenia Andrzej poczuł się jak uczestnik prawdziwego procesu. Mimo że nie był oskarżonym w sensie prawnym, atmosfera sali sądowej i powaga całej sytuacji mocno go przytłoczyły. Padały jednoznaczne pytania wymagające jasnych odpowiedzi, co wywołało u chłopca ogromny stres.
Nigdy wcześniej nie widziałam syna w takim stanie. Był blady jak papier. Sędzia przeczytała, że naruszył przepisy ruchu drogowego, przewożąc pasażera na hulajnodze, i zapytała, czy się do tego przyznaje. A Andrzej odpowiedział: "Częściowo". Nie przygotowywaliśmy tego wcześniej. Myślę, że to wynik oglądania programów sądowych, gdzie wszystko brzmi dramatyczniej. Zauważyłam, że sędzi to się nie spodobało. Dopytała: "Dlaczego częściowo?". Wtedy Andrzej wyjaśnił, że właściwie jeszcze nie ruszyli – przewrócił się w chwili, gdy kolega dopiero wskakiwał na hulajnogę - opowiada jego mama Olga w rozmowie z "Gazetą Współczesną".
Ostatecznie sąd poprzestał na udzieleniu chłopcu upomnienia. Cała sytuacja stała się dla rodziny przejmującą lekcją odpowiedzialności, a dla Andrzeja – ważnym doświadczeniem, które zapamięta na długo. Od tamtej pory na hulajnogę nie wsiada już bez kasku i znacznie ostrożniej podchodzi do zasad bezpieczeństwa.