Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Najemnicy, gaz, nacjonalizm. Serbia postawiła się Putinowi

Serbia uchodzi wśród ekspertów ds. polityki międzynarodowej za "rosyjski lotniskowiec" na Bałkanach. Wpływy Kremla w niedużej republice są bardzo silne, a swoje do powiedzenia mają tam również Chińczycy. W miniony poniedziałek serbski prezydent Aleksandar Vucić przestrzegł Rosjan, by nie rekrutowali w jego kraju najemników do Grupy Wagnera.

Najemnicy, gaz, nacjonalizm. Serbia postawiła się Putinowi
Na zdjęciu: Prezydent Serbii Aleksandar Vucić. Jego kraj lawiruje między Rosją a Europą (GETTY, Anadolu Agency)

Prezydent Vucić zdecydowanie, jak na jego dotychczasowe standardy, wystąpił przeciwko politycznemu patronowi - Federacji Rosyjskiej. Poszło o wojnę wywołaną przez Władimira Putina w Ukrainie. Zaciąg serbskich najemników do Grupy Wagnera nie podoba się głowie bałkańskiego państwa. To właśnie wagnerowcy ponosili i ponoszą największe straty w próbie zdobycia Sołedaru na wschodzie Ukrainy.

Rosja powinna wstrzymać wysiłki mające na celu rekrutację Serbów do walki u boku paramilitarnej Grupy Wagnera w Ukrainie - przekazał przed kilkoma dniami serbski prezydent Aleksandar Vucić.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo...

Zobacz także: Napięcie na granicy Serbii i Kosowa rośnie. NATO ściąga tysiące żołnierzy

Występując w serbskiej telewizji, prezydent kraju podkreślił, iż system prawny jego państwa zakazuje obywatelom służby w innym wojsku niż serbskie. Skąd tak ostra reakcja? Otóż we wtorek rosyjska telewizja państwowa RIA zaprezentowała materiał, w którym pokazanych zostało dwóch domniemanych serbskich ochotników, szkolących się gdzieś na terenie obwodu zaporskiego w Ukrainie.

Rosja i Serbia. Relacje liczone w wiekach

Serbsko-rosyjskie związki są silne od lat. Czas ten można liczyć nie tyle w dekadach, co w stuleciach. Jak tłumaczy Tomasz Żornaczuk, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych do spraw Bałkanów, wynika to z zależności historycznych, politycznych, militarnych i energetycznych. Do niedawna współpraca przynosiła korzyści obu stronom.

W przeciwieństwie do wielu państw Europy, obecność rosyjska w tym kraju ma nieco inne uwarunkowania. Na Bałkanach jako główne zagrożenie postrzegano Turcję. Kiedy wojska Rosji angażowały się w działania w regionie, to często wcześniej wyzwalały ludy bałkańskie spod wpływów tureckich. Stąd Rosja była i jest postrzegana głównie jako przeciwwaga dla Turcji. Ale jest i drugi aspekt, bliższy czasowo - wojny w byłej Jugosławii z lat 90. Rosja mocno angażowała się wtedy po stronie Serbii, nie tylko dostarczając broń, ale również politycznie - mówi Żornaczuk dla o2.pl.

Kosowo, gaz i polityczne długi, które trzeba spłacać

Ekspert tłumaczy, że najważniejsza jest tu sprawa Kosowa oraz wspólny sprzeciw wobec jego niepodległości. Tej nie uznają na forum międzynarodowym m.in. Rosja i Chiny, co w zasadzie decyduje o braku obecności Kosowa w ONZ. Rosja jest nieprzerwanie patronem Serbii w tej kwestii.

Kosztem rosyjskiego wsparcia dla Serbii, jak wyjaśnia dalej ekspert PISM, jest uzależnienie energetyczne. Tuż po ogłoszeniu niepodległości przez parlament w Prisztinie w 2008 r. i sprzeciwie wobec tego aktu Rosji, Serbia podpisała z nią porozumienie energetyczne, które sprawia, iż państwo Putina w znacznym stopniu kontroluje rynek energetyczny w bałkańskim kraju.

GazpromNieft i Gazprom wspólnie posiadają większościowe udziały w jedynej serbskiej spółce naftowej. Gazprom zaś jest większościowym udziałowcem jedynego magazynu gazu w Serbii. W maju ubiegłego roku, kiedy Kijów liczył cywilne ofiary okupacji rosyjskiej w okolicy Buczy i Irpienia, Vucić negocjował z Putinem nową umowę na dostawy gazu, a nawet rozbudowę magazynów. Efekt? Serbowie mają teraz najtańszy gaz w Europie.

I to jest "spłata" części długu za nieuznanie Kosowa przez Rosję. Serbia jest jednym z największych sojuszników Rosji w Europie w ogóle, obok Węgier i Austrii. Jeszcze dwa dni przed wybuchem wojny w Ukrainie serbskie media podawały, że to Ukraina jest agresywna wobec Rosji. Do wyborów generalnych – prezydenckich, parlamentarnych i samorządowych – które odbyły się w kwietniu ubiegłego roku, można było mieć nadzieję, że to kalkulacja serbskiej partii rządzącej prezydenta Aleksandra Vucicia, obliczona na pozyskiwanie głosów. Jednak po utworzeniu nowego rządu nie nastąpił strategiczny zwrot w tej sprawie - mówi Tomasz Żornaczuk.

Demokracja z dala od granic

Ekspert tłumaczy dla o2.pl, że celem Rosji jest trzymanie demokracji jak najdalej od swoich granic. Tak, aby mógł się tam rozwijać autorytaryzm. I to samo dotyczy celów Rosji na Bałkanach. Chodzi przede wszystkim o utrzymanie wpływów. Najlepszym do tego narzędziem, które Rosja stosuje na zmianę z gazowym szantażem, jest podtrzymywanie sporów lub – kiedy ich nie ma – prowokowanie ich.

Na Bałkanach ten model działania jest widoczny od lat. Ale dziś Rosja, mówiąc wprost, panoszy się w Serbii. Całkiem niedawno szefowa serbskiej redakcji "Sputnika" mówiła, że nowe zasady, które Rosja ustanowiła w lutym – czyli inwazja na kraj sąsiedni – mogą być zastosowane także na Bałkanach. I takie angażowanie się Rosji w wewnętrzny dyskurs polityczny w Serbii zaczyna coraz bardziej ciążyć władzom w Belgradzie. Ale jest to koszt polityczny, jaki Serbia płaci za swoje stanowisko wobec wojny w Ukrainie - mówi ekspert PISM.

Elementem tego stanowiska jest m.in. brak dołączenia Serbii do unijnych (czy szerzej - zachodnich) sankcji na Rosję. I to pomimo potępienia w marcu agresji rosyjskiej. To zaś spowodowało, że harmonizacja polityki Serbii z polityką unijną spadła z 64 proc. w 2021 r. do 45 proc. w połowie 2022 r., na co wskazuje niedawny raport Komisji Europejskiej.

Na zakończenie Żornaczuk przytacza konkretne liczby. W połowie grudnia 2022 r. Belgradzkie Centrum Polityki Bezpieczeństwa opublikowało badania, z których wynika, że za najbliższego partnera Serbii w polityce zagranicznej aż 51 proc. badanych uznało Rosję. To stały trend, bo w badaniach z końca 2020 r. 57 proc. badanych mieszkańców Serbii wskazało, że kraj ten powinien harmonizować swoją politykę zewnętrzną z Rosją oraz Chinami. Co więcej, około 40 proc. badanych za największego przyjaciela Serbii uznawało wtedy Rosję, a 16 proc. wskazało Chiny.

Serbia omamiona

Inny problem kreśli płk rez. Straży Granicznej Michał Stachyra. Były zastępca dowódcy jednostki specjalnej EULEX na Bałkanach mówi, że Serbia wybierająca drogę sojuszu z Rosją jest Serbią nacjonalistyczną, mamioną przez Rosję ideą powrotu do granic "wielkiej Serbii" - projektu politycznego rodem z XIX wieku.

Po wojnach bałkańskich wielu członków ówczesnej klasy politycznej tego kraju wciąż mogło być, mówiąc wprost, skorumpowanych lub zwerbowanych przez Rosję. U progu drugiej dekady XXI w. - po zmianach pokoleniowych - część polityków młodszego pokolenia chciała wzmocnić swoją pozycję i niezależność, grając na dwa lub trzy fronty: z UE, Rosją i Chinami. Z jednej strony deklarowali chęć dołączenia do UE i zakupów np. zachodnich samolotów bojowych. Z drugiej jednocześnie prowadzono zakupy innego sprzętu wojskowego z Chin. Z trzeciej zaś wspólnie z Rosją prowadzono wspólne ćwiczenia wojskowe - tłumaczy Stachyra w rozmowie z o2.pl.

W jego ocenie serbscy politycy próbują tę grę prowadzić dalej. UE i wspólnota atlantycka wykonują wiele gestów dobrej woli w stronę Serbii. Ale jeśli okaże się, że Serbia angażuje się mocniej po stronie putinowskiej Rosji, to UE i NATO będą musiały wyznaczyć narysować Serbii czerwoną linię - "tu jest polityczna gra i umizgi, a tu bycie w sojuszu z tym, co jest całkowicie nie do zaakceptowania przez wspólnotę zachodnią".

Bałkany, Ukraina, Rosja - naczynia połączone

W 2022 r. na Bałkanach kilka razy zrobiło się niespokojnie. Dochodziło do napięć i strzelanin na granicy Serbii i Kosowa. A przecież duża część krajów Półwyspu Bałkańskiego to państwa członkowskie NATO. Nie należy do niego jednak Serbia. Płk Stachyra dodaje, że gdyby dziś doszło do wojny na Bałkanach, to NATO musiałoby "pilnować" regionu, angażując siły i środki do otoczenia Bałkanów parasolem. Wtedy duża część sił i środków, które dziś trafiają na Ukrainę, mogłaby zostać przekierowana na południe Europy.

Dodatkowo Turcja jest bardzo zaangażowana w politykę niektórych państw na Bałkanach. Grecja w obawie przed Turcją również. Dlatego dla Rosji wojna na Bałkanach to nie tylko związanie sił NATO na tym kierunku, ale również - kolejny raz - próba rozbicia jedności NATO - tłumaczy dalej oficer.

Nacjonalizm i serbskie sny o potędze są w tym kraju wciąż żywe. Stachyra, który wciąż odwiedza region, gdzie niegdyś służył, opisuje, jak w ubiegłym roku Serbowie organizowali w Czarnogórze koncerty serbskich zespołów ludowych z Kosowa.

Takie grupy artystyczne, wspierane przez serbską cerkiew, często występowały w Czarnogórze. I w występach tych – w których brały udział głównie dzieci – głośno wychwalano "serbską potęgę", chwalono kulturę i grano na nutach "siły wielkiej Serbii". A niedługo później nastąpiło zaostrzenie stosunków miedzy Serbią i Kosowem. Ruszyły mobilizacje wojsk serbskich na granicy z Kosowem, zaczęły się napięcia. Ewidentnie widać tu było długie ręce Moskwy. A kto wie, może także Chin, które też mają swoje interesy na Bałkanach i chcą wypierać stamtąd wpływy zachodnie, a jednocześnie być niewidoczne - podsumowuje płk Stachyra.

I dodaje, że Serbia stara się lawirować między Zachodem, Rosją i Chinami, podobnie jak Węgry. Dowodem na to mogą być choćby zapowiedzi intensyfikacji współpracy kraju z NATO. W ubiegłym roku takie deklaracje ze strony serbskich polityków padały, nawet przy jednoczesnym zapewnianiu prezydenta Vucicia, iż "nie ma zamiaru wstydzić się relacji z Rosją". W środę, w rozmowie z agencją Bloomberg, Vucić skrytykował rosyjską inwazję na Ukrainę. "Dla nas Krym to Ukraina, Donbas to Ukraina. Tak pozostanie" - powiedział Vucić.

Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić