Poruszenie po scenach na S1. Były policjant ocenia. "Nie widzę zagrożenia"
Podczas gradobicia kierowcy zatrzymywali się pod wiaduktem na trasie S1 w Bielsku-Białej. Ich zachowanie podzieliło internautów. - Nie widzę zagrożenia w ruchu drogowym, a co najwyżej utrudnienie czy złamanie przepisu w postaci przekroczenia linii ciągłej - skomentował tymczasem mł. insp. Wojciech Pasieczny, emerytowany policjant, który przepracował w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji ponad 20 lat.
Ten tydzień upływa pod znakiem ekstremalnych zjawisk pogodowych. Już ponad pół miliona wyświetleń ma nagranie, które pojawiło się na facebookowym profilu "Bielskie drogi". Na filmiku widać, że część kierowców postanowiła przeczekać ostatnie gradobicie pod wiaduktem S1 w Bielsku-Białej. Takie zachowanie wywołało burzę w sieci.
"Powinni mandatami sypać za taką nieodpowiedzialność... Przecież to jest zagrożenie w ruchu lądowym", "To jest najgorsze, co można zrobić", "Boją się gradu, a nie tego, że ktoś w nich uderzy drugim autem - przecież to zagrożenie w ruchu lądowym" - pisali internauci.
Zobaczyła, co robi mężczyzna. Skandaliczna reakcja. Pokazali nagranie
Czy krytykujący mieli rację? Nagranie pokazaliśmy emerytowanemu policjantowi mł. insp. Wojciechowi Pasiecznemu, który przez ponad 20 lat służy w warszawskiej drogówce.
Sytuacja nie jest taka prosta do oceny. Pod wiaduktem nikt nikomu nie zabrania zatrzymywania się, jeżeli nie ma takiego zakazu. Na wiadukcie - to i owszem, podobnie w tunelu, ale pod wiaduktem - nie. Na nagraniu widać jednak samochody, które przekraczają linię ciągłą, co jest zabronione - analizował w rozmowie z o2.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Następnie odniósł się do komentarzy internautów, którzy dopatrywali się nawet zagrożenia w ruchu. - Nie mówiłbym - jak wielu tych "specjalistów" od ruchu drogowego, że to stwarzało zagrożenie. To mogło stwarzać co najwyżej utrudnienie. W samochodach były włączone światła mijania i światła awaryjne. Jeśli ktoś się zbliżał w to miejsce, z daleka widział, że coś się dzieje - kontynuował.
Trudno to jednoznacznie ocenić, bo nie wiem też, jak wielki grad padał i czy sama jazda w takich warunkach nie stwarzała zagrożenia. W pewnym momencie nagrania widać, że wycieraczki nie były w stanie zebrać wody, która spadła na szybę. A przecież nawet zaleca się, żeby zjechać w bezpieczne miejsce i przeczekać, gdy występują ulewne deszcze - spostrzegł emerytowany policjant.
Postawił też pytanie o to, jakie zachowanie kierowców mogłoby spowodować większe zagrożenie. - Teraz pojawia się jednak pytanie - co jest istotniejsze: jechać w takich warunkach i powodować zagrożenie lub natrafić na zagrożenie, czy przestać i przeczekać ten najgorszy moment - mówił.
Można by też zapytać komentujących, czy gdyby wyszli w takich warunkach i złapałaby ich taka ulewa, to czy też by nie szukali schronienia pod balkonami, arkadami czy gdziekolwiek, by tylko nie ucierpieć - podsumował mł. insp. Wojciech Pasieczny.
Mateusz Domański, dziennikarz o2.pl