Powiedziała, że ma bombę w walizce. Nie poleciała na Teneryfę
48-letnia Polka nie poleciała na wakacje po tym, jak zażartowała o bombie w bagażu na lotnisku w Poznaniu. Jej słowa wywołały interwencję służb i zakończyły się mandatem oraz wycofaniem z lotu.
Funkcjonariusze Straży Granicznej na lotnisku Poznań-Ławica 16 czerwca zostali postawieni w stan gotowości. Powodem była informacja od pracowników lotniska, że jedna z pasażerek, 48-letnia Polka, podczas nadawania bagażu na lot do Teneryfy, stwierdziła, że w jej walizce znajduje się bomba.
Na miejsce natychmiast wezwano pirotechników, którzy przystąpili do sprawdzenia bagażu. Kobieta tłumaczyła, że jej słowa były jedynie "głupim żartem". Po dokładnym przeszukaniu walizki nie znaleziono żadnych niebezpiecznych przedmiotów.
Mimo że bagaż okazał się bezpieczny, kobieta została ukarana mandatem w wysokości 500 zł. Dodatkowo kapitan samolotu zdecydował o jej wycofaniu z lotu. Incydent nie wpłynął na funkcjonowanie lotniska, ale dla pasażerki oznaczał koniec planów wakacyjnych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tłit - Krzysztof Kwiatkowski
Takie sytuacje pokazują, jak ważne jest zachowanie ostrożności w miejscach publicznych, zwłaszcza na lotniskach, gdzie każde słowo może mieć poważne konsekwencje - podkreśla Straż Graniczna.
Konsekwencje prawne głupich żartów
W Polsce osoba, która wywoła fałszywy alarm bombowy, podlega odpowiedzialności karnej na podstawie art. 224a Kodeksu karnego:
Kto, wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu zagrażającym życiu lub zdrowiu wielu osób, albo mieniu w wielkich rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Dodatkowo taka osoba może być obciążona kosztami akcji służb ratunkowych – często idą one w dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych. Linie lotnicze lub pasażerowie mogą również dochodzić roszczeń cywilnych za opóźnienia, przepadek lotu czy straty materialne.