"To był koszmar". Matka księdza Mirosława przerwała milczenie
Zabójstwo, do którego przyznał się ksiądz Mirosław M., wstrząsnęło całą Polską. Tymczasem głos zabrała matka duchownego. O tragedii dowiedziała się od zięcia. - To był koszmar - przyznaje.
Przypki - niewielka, spokojna miejscowość na Mazowszu - żyje dziś w cieniu tragedii. Ksiądz Mirosław M., proboszcz miejscowej parafii, został zatrzymany i przyznał się do zabójstwa 68-letniego Anatola Cz.
Podczas kłótni ksiądz miał zaatakować bezdomnego mężczyznę siekierą, a następnie podpalić jego ciało. Świadkiem zdarzenia był przejeżdżający rowerzysta, który wezwał służby.
Matka księdza, pani Teresa, nie ukrywa, że jest załamana. Kobieta wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niesamowita atrakcja pod Krakowem. "Wszystko jest bardzo interaktywne"
To był koszmar. Mój syn zatrzymany za zabójstwo?! - mówi w rozmowie z "Faktem". - Ja o niczym nie wiedziałam. Po tym, jak to się stało, przyszedł do mnie zięć i mówi: Nie wiem mamo, jak ci to powiedzieć, ale musisz to usłyszeć. Potem zaczął mi czytać o tym morderstwie. Jak tego słuchałam, to aż mnie ciarki przeszły od dołu do góry. Zaczęłam płakać, bo nie mogłam w to uwierzyć.(....) Nie sądziłam, że na starość wywinie mi taki numer - dodaje.
Pani Teresa opowiedziała o trudnym dzieciństwie syna i swojej walce o jego zdrowie. -Mirek od dziecka był poważnie chory. Chodziłam z nim po lekarzach i jeździłam po szpitalach. Robiłam wszystko, żeby wyzdrowiał i normalnie mógł żyć. Po długiej walce udało się go wyprowadzić na prostą. Nie życzę nikomu tego, co przeszłam - tłumaczy.
Kobieta wspominała również o trudnych warunkach, w jakich wychowywała dzieci. -Mirek wychowywał się w biednym domu. Mieszkaliśmy w dwóch izbach. Mirek z Jackiem i Anią spali w jednym pokoju, a my z mężem w kuchni na wersalce. Mimo że czasy były trudne, starałam się, by moje dzieci były zadbane i najedzone - podkreśla matka duchownego.
Pani Teresa twierdzi, że syn nie odwiedzał jej często. - Mirek miał swoje życie w Kościele. Wyjechał do Warszawy, skończył studia, potem został księdzem i tyle go widziałam. Z początku przyjeżdżał w niedzielę. Potem już coraz rzadziej - dodaje rozmówczyni "Faktu".
- Coś się z nim niedobrego podziało. Zrobił rzecz okropną, ale mam nadzieje, że Bóg mu wybaczy - kwituje.
Jak doszło do konfliktu?
Jak dowiedział się portal o2.pl, punktem zapalnym w konflikcie między księdzem i ofiarą była ziemia, którą Cz. przekazał na rzecz ks. Mirosława M.