"To jest koszmar". Dziennikarz mówi, co obecnie dzieje się na lotnisku
- To jest koszmar. Szczątki samolotu rozleciały się na dużym obszarze - mówi o2.pl Janusz Petz, dziennikarz "Echa Dnia" w Radomiu. Prezydent miasta Radosław Witkowski dodaje, że samorząd przeanalizuje możliwości pomocy dla zmarłego w wypadku pilota. Wspomina też o krótkiej rozmowie, jaką odbył z Maciejem Krakowianem.
W czwartek, 28 sierpnia doszło do tragedii na radomskim lotnisku. Tuż przed Air Show, podczas prób, rozbił się samolot F-16, którym pilotował Maciej "Slab" Krakowian. To doświadczony wojskowy, który w Siłach Powietrznych służył prawie 20 lat. Zostawił żonę i dwójkę dzieci.
Na sobotnich pokazach na lotnisku miało pojawić się 90 tysięcy osób. Organizatorzy zdecydowali, że pieniądze ze sprzedaży zostaną zwrócone widzom w ciągu czternastu dni.
Jako miasto Radom zastanowimy się, co możemy zrobić dla rodziny pilota. Na razie chcemy przeżyć w spokoju tragedię. Uważam, że to wszystkiego trzeba podejść na spokojnie. Nie warto się licytować w tym, kto da więcej - mówi o2.pl prezydent Radosław Witkowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kula ognia na płycie lotniska. Moment katastrofy F-16 w Radomiu
Dodaje, że w hołdzie dla Krakowiana, flagi przed urzędem będą opuszczone. Włodarz polecił odwołanie wszystkich imprez towarzyszących, które miały być zorganizowane przy okazji pokazów. To m.in. "Niedziela na Rynku" organizowana z myślą o dzieciach i "Radom Fashin Show", czyli konkurs dla projektantów mody.
- Tydzień temu spotkałem się z majorem. Nagraliśmy krótki filmik, który miał promować pokazy. Wymieniliśmy kilka zdań, padło parę anegdotek i dowcipów. Rozmawialiśmy o lotnictwie. Miałem poczucie, że miał wielką osobowość, był wielkim człowiekiem. Jego śmierć to strata dla całego kraju - przyznaje z żalem prezydent.
Dziennikarz o wypadkach na Air Show. "Widziałem na własne oczy"
Jak przekazują lokalni dziennikarze, dziś teren wokół lotniska jest szczelnie odgrodzony. Funkcjonariusze policji obstawili nawet górkę spotterską, zabronione jest robienie zdjęć.
- Słyszałem, jak trenowały w czwartek F-16. Było słychać po dźwięku silnika, że pilot mógł szarżować. Po chwili nastąpił wybuch, pojawił się dym nad miastem. Dziś lotnisko jest szczelnie odgrodzone, próbowałem pospacerować w okolicy z psem, ale nakazano mi opuszczenie terenu - mówi o2.pl Janusz Petz, dziennikarz "Echa Dnia" w Radomiu, który Air Show śledzi od ponad 20 lat.
Przypomina, że w 2007 i 2009 roku do wypadków doszło podczas samych pokazów. Ta pierwsza katastrofa to czołowe zderzenie dwóch maszyn, w których zginął 60-letni Lech Marchelewski i 25-letni Piotr Banachowicz. Dwa lata później, blisko zabudowań, rozbił się białoruski Su-27, w którym zginęli Alaksandr Marficki i Alaksandr Żuraulewicz.
Obie katastrofy widziałem na własne oczy. Obie wydarzyły się podczas kończących pokazów. To był szok dla zgromadzonych, ale jednocześnie wydarzyło się to pod koniec obu wydarzeń. Pamiętam, że ludzie milczeli, ktoś się modlił. W przypadku wczorajszej katastrofy dochodzi fakt, że tu wszystko było przygotowane. Rozkładano już tam stoiska - opisuje Petz.
Dodaje, że w czwartek w Radomiu było powyżej 30 stopni Celsjusza. - Było ciepło, wtedy powietrze jest rzadsze, a opadanie szybsze. No ale pilot musi o tym wiedzieć i to uwzględniać w swoim locie. Przyczyn wypadku może być bardzo dużo i trzeba poczekać na wyjaśnienie. Warto pamiętać, że silniki odrzutowca nie działają jak samochód. Gdy pilot dodaje gazu, musi poczekać na przyśpieszenie, mimo tego manewru dalej może opadać - wyjaśnia dziennikarz.
To jest koszmar. Szczątki samolotu rozleciały się na dużym obszarze. Służby będą musiały wszystko zabezpieczyć, sfotografować. Jeśli prawdą jest, że uszkodzony został pas startowy, to lotnisko może zostać zamknięte na wiele miesięcy - mówi o2.pl Janusz Petz. - Piloci odrzutowców podczas treningów nie mogą improwizować. Zespoły wszystko planują w najdrobniejszych szczegółach. Była taka sytuacja podczas jednych Air Show, że jeden z pilotów podleciał zbyt blisko strefy widzów. Od razu nakazano mu wylądowanie - kończy.
Mateusz Kaluga, dziennikarz o2.pl