To temu rolnikowi zalegało 11 ton śliwek. Teraz zabrał głos
- Czułem się strasznie. Czegoś takiego nigdy nie przeżyłem - mówi o2.pl Damian Piech, rolnik z Trzebnicy. Umówiony klient nie odebrał 11 ton zamówionych śliwek. Na pomoc przyjechali więc zwykli ludzie. Telefony odbierał nawet z Niemiec.
W weekend w Trzebnicy koło Wrocławia doszło do pospolitego ruszenia. Jeden z sadowników przygotował do sprzedania 11 ton śliwek. Sęk w tym, że umówiony klient nie przyjechał na miejsce. Przyjaciele rolnika szybko zamieścili ogłoszenie w sieci, dzięki czemu udało się uratować wartościowy towar.
Ta sytuacja przerosła moje oczekiwania. Dzwonią media, telewizja - mówi z uśmiechem o2.pl Damian Piech. - Chciałem sprzedać tylko śliwki. Byłem załamany, wątpiłem w sens swojej pracy, czułem się strasznie. Ale reakcja ludzi mnie bardzo podbudowała - dodaje.
Pan Damian zajmuje się ok. 12-hektarowym gospodarstwem. Ma śliwki, wiśnie czy czereśnie. Te pierwsze zajmują obszar ok. jednego hektara, to ok. 800 drzew, które dają nawet 60 ton owoców.
Sezon na śliwki. Najlepszy przepis na powidła
- Byłem w kontakcie z panem, który miał odebrać śliwki dla hurtowni. Najpierw pan zadzwonił, że auto utknęło w spedycji. To już było podejrzane, bo też jeżdżę ciężarówką. Zapewniał, że odbierze towar, ale nagle przestał odbierać telefon. 15 lat prowadzę sad, ale nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, nie na taką skalę - opisuje sytuację Piech w rozmowie z o2.pl.
Nasz rozmówca twierdzi, że firma, która miała odebrać śliwki, oszukała kilku rolników. Zawsze mieli twierdzić, że towar nie spełnia wymogów. - Można to było inaczej załatwić. Nie zasłużyłem na takie potraktowanie - żali się Damian Piech.
Po tym, jak ogłoszenie o śliwkach trafiło do sieci, rozdzwoniły się telefony. Jeden z mężczyzn pokonał 100 kilometrów w Zabrza. Dzwoniła również Polka z Niemiec, która chciała założyć zbiórkę na rzecz sadownika.
Kto chciał i czuł się na siłach, to dawał parę złotych przy odbieraniu. Niektórzy nawet więcej niż oczekiwałem. Lubię pracę w sadzie, choć to ciężka praca. Zachowanie ludzi bardzo mnie podbudowało - kończy Piech.
Mateusz Kaluga, dziennikarz o2.pl