"Wschodni Strażnik" w Polsce. Tak reagują w Rosji
W związku z wtargnięciem rosyjskich dronów na terytorium Polski, NATO ogłosiło inicjatywę "Wschodni Strażnik". Ma to być misja polegająca na wzmocnieniu obrony powietrznej w naszym kraju. Tak na te informacje reaguje rosyjska propaganda.
Wiele informacji, które przekazują rosyjskie media i przedstawiciele władzy, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
W nocy z 9 na 10 września na terytorium Polski wtargnęło co najmniej kilkanaście rosyjskich dronów. Na rozkaz Dowódcy Operacyjnego RSZ uruchomiono procedury obronne. Drony, które stanowiły zagrożenie dla obywateli, zostały zestrzelone przez samoloty bojowe. Szczątki kilkunastu rosyjskich bezzałogowców znaleziono w różnych regionach Polski - najwięcej na Lubelszczyźnie. Niektóre maszyny dotarły jednak na Pomorze, Mazowsze czy do woj. łódzkiego. Marcin Przydacz, szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej poinformował w Radiu Zet, że łącznie granicę Polski przekroczyło 21 rosyjskich dronów.
Tusk kontra Nawrocki. Polacy wybrali ulubieńca
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W związku z działaniem Rosji NATO ogłosiło inicjatywę o nazwie "Wschodni Strażnik". Ma ona polegać na wzmocnieniu obrony powietrznej zagrożonych państw. Zapowiedziano również wdrażanie nowych technologii w walce z dronami - przede wszystkim pracę nad czujnikami do ich wychwytywania i środkami - tańszymi niż samoloty - do ich zestrzeliwania.
"Wschodni Strażnik". Głos z Rosji
Na reakcję w Rosji po zapowiedziach NATO nie trzeba było długo czekać. "Kommiersant" opublikował artykuł publicysty Dmitrija Drize dotyczący operacji "Wschodni Strażnik". Oprócz propagandowych haseł o tym, że drony były niby nieznanego pochodzenia, a cała akcja była rzekomą "prowokacją", rosyjski publicysta uważa, że takie incydenty wywołują panikę w Europie.
"Praktyka pokazuje: aby wywierać presję na kogoś, nie trzeba przesuwać armii ani stawiać w gotowości triady nuklearnej. Jeden mały i niejasnego pochodzenia dron zabłądzi przypadkowo lub nie i cała Europa popada w panikę. Wielu obserwatorów i ekspertów, w tym zachodnich, zauważa, że taka perspektywa pozwala Moskwie dyktować byłym partnerom warunki: 'Chcecie spać spokojnie? Przestańcie pomagać Ukrainie'. Tak to wygląda. Ponieważ nie chcecie walczyć, wszystkie te wasze bałtyckie i wschodnie straże nie stanowią żadnego zagrożenia dla Rosji. To raczej pokazy dla przeciętnego europejskiego wyborcy, mające go uspokoić" - napisał Drize.
Warto zauważyć, że od początku Rosja nie przyznaje się do tego, iż stoi za incydentami z nocy z 9 na 10 września. Mało tego, rosyjska propaganda, której celem jest zmiana narracji wokół tego zdarzenia, przybrała na sile w ostatnich dniach. Jak podał Europejski Kolektyw Analityczny Res Futura, nawet 60 proc. komentarzy skupiających się wokół ataku dronów zawiera elementy rosyjskiej narracji, a przekazy te są widoczne w różnych grupach społecznych.