EŁEM| 

Zaginięcie Iwony Wieczorek. Były policjant ujawnia tragiczną hipotezę

909

Noc z piątku na sobotę 17 lipca 2010 r. była gorąca. Na tyle, że wracająca do domu po imprezie w Sopocie młoda kobieta zdjęła buty. Miała białą bluzkę i ciemną spódnicę. Kamera monitoringu miejskiego uchwyciła ją, gdy z butami w ręku szła ulicą niedaleko plaży. To ostatni, namacalny ślad po Iwonie Wieczorek. Od tamtego momentu nikt jej nie widział.

Zaginięcie Iwony Wieczorek. Były policjant ujawnia tragiczną hipotezę

Sprawę zaginięcia 19-latki od lat śledzi cała Polska. Iwona Wieczorek, która bawiła się na dyskotece w Sopocie, miała wrócić do domu. Nigdy do niego nie dotarła. W jej poszukiwania zaangażowano armię policji, znanego detektywa i jasnowidza. Żadne z działań nie przyniosły skutku.

Mija 11 lat od tych tragicznych wydarzeń. Od tamtego momentu nie udało się ani potwierdzić, ani zaprzeczyć śmierci nastolatki. Nie znaleziono ciała. W sprawie nie wiadomo w zasadzie nic.

Póki co policjanci z Komendy Wojewódzkiej w Krakowie przeprowadzili w piątek w Sopocie eksperyment procesowy. Odtworzone zostały wydarzenia z dnia, kiedy Wieczorek była widziana po raz ostatni. I tyle. Więcej informacji nie udziela się "ze względu na dobro postępowania" - odpowiada na nasze pytania Prokuratura Krajowa. Na czym dokładnie polega eksperyment, jakie były jego efekty i czy PK w ogóle uznaje Iwonę Wieczorek za żywą? - odpowiedzi nie udzielono.

Matka zaginionej: Czekam na wyjaśnienie

Mam wiele wątpliwości i zastrzeżeń do działań policji w tamtym okresie. Wierzę, że zaginięcie mojej córki znajdzie pozytywny finał. Po to żyję. Dziś mija 11 lat, odkąd z Iwoną rozmawiałam. To był taki sam dzień. Też było z piątku na sobotę, też było gorąco i duszno - mówi portalowi o2.pl matka zaginionej, Iwona Kida-Wieczorek.

Lekko drga jej głos, ale zachowuje panowanie nad sobą.

W dalszym ciągu czekam. Już 11 lat, jeśli będzie trzeba, zaczekam kolejne. Zależy mi po prostu na wyjaśnieniu. Wiara i nadzieja, że to się wyjaśni. Tylko tyle - dodaje.

O eksperymencie policyjnym nie wiedziała. O jego przeprowadzeniu dowiaduje się od nas. Jej jako matki policja ani prokuratura nie powiadomiły.

Zaginięcie Iwony Wieczorek. "Popełniono błędy"

Sprawę zaginięcia dziewczyny badała Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku. W sprawę zaangażowała się także Komenda Główna. Ale były policjant, insp. w stanie spoczynku Marek Dyjasz przekonuje, że w sprawie popełnione zostały poważne błędy.

Dyjasz to policjant z 30-letnim doświadczeniem. Kierował Wydziałem Zabójstw w komendzie stołecznej. W 2012 r. przeszedł na emeryturę. Odchodził ze stanowiska Biura Kryminalnego KGP. W sprawę zaginięcia Wieczorek był zaangażowany osobiście.

Analizowaliśmy tę sprawę dwa lub trzy razy w Biurze Kryminalnym i Biurze Wywiadu Kryminalnego. Dwa razy byłem wtedy w Gdańsku, rozmawiałem z policjantami, którzy prowadzili tę sprawę. Niestety, nie wzięli naszych sugestii pod uwagę. A w sprawie zostały popełnione błędy - mówi w rozmowie z portalem o2.pl.

Policjant twierdzi, że realne działania podjęto dopiero kilkanaście dni po zgłoszeniu zaginięcia. I przekonuje, że do zaginięcia dziewczyny gdańscy funkcjonariusze nie podeszli z należytą starannością.

Kiedy matka zgłosiła jej zaginięcie, to w mojej opinii potraktowano sprawę ulgowo. Potraktowali to jak ucieczkę z domu, uznali, że Iwona Wieczorek wyjechała i wróci. Poza tym policjanci przeszukiwali kilka razy te same miejsca, co daje podstawy sądzić, że zrobili to niedokładnie. Mieli wątpliwości co do dokładności penetracji miejsc, w których Iwona Wieczorek przebywała tego feralnego dnia. Z opóźnieniem ściągnięto nagrania z kamery monitoringu. Próbowano ustalić tożsamość mężczyzny, który za nią szedł, bez skutku. W efekcie część śladów się zatarła, a śledztwo nie poszło nawet o krok do przodu. Minęło 11 lat, a my nic nie wiemy - wylicza Marek Dyjasz.

Dyjasz stwierdza wprost — Iwona Wieczorek nie żyje. Clou sprawy widzi w tym, czy jej ciało zostanie odnalezione. Nie wierzy też, by dziewczyna została wywieziona z kraju, np. do agencji towarzyskiej, jak spekulowały media. Przekonuje, że gdyby tak było, to prędzej czy później zostałaby odnaleziona.

Ona zaginęła w Polsce i tu swoje życie zakończyła. Może ktoś potrącił ją w ramach wypadku komunikacyjnego i zabrał ciało, ukrył je? Może doszło do kłótni i przypadkowego zabójstwa? Ślad po niej skutecznie zatarto. Dlatego moja sugestia jest taka, że ona po prostu nie żyje - przekonuje.

Dodaje, że pamięta sprawę zabójstwa dwojga młodych ludzi na Mokotowie, w 2001 lub 2002 r. W mieszkaniu została zabita para dilerów narkotykowych. Z tego samego mieszkania zaginęła mała dziewczynka, której również nie odnaleziono. I opowiada, że w kwestii zaginięć policjant powinien przede wszystkim myśleć.

W sprawie poszukiwań osób zaginionych są pewne ogólne wytyczne, opisane w zarządzeniu komendanta głównego z 2018 r. Inaczej podchodzi się do zaginięcia dziecka, wtedy nie czeka się 48 godzin, tylko błyskawicznie podrywa się do działania wszystkich, a inaczej w przypadku osób dorosłych. W zależności od tego kto zaginął. Sprawdza się, czy były groźby, czy wcześniej były zaginięcia. Ale do każdej sprawy trzeba podejść indywidualnie. Nie ma dwóch takich samych spraw, nie ma szablonów. A poza tym to nigdy nie są łatwe sprawy - kończy były policjant.
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić