Zostawił psa w rozgrzanym aucie i poszedł na zakupy? "Zrobiono ze mnie bandytę"
Pan Artur mimowolnie stał się bohaterem nagrania, które obiegło sieć. Mężczyźnie zarzucono, że zostawił psa w rozgrzanym samochodzie, nie przejmując się jego losem. - Zrobiono ze mnie bandytę drogowego. Kogoś nieodpowiedzialnego, który chce skrzywdzić psa - mówi teraz mężczyzna w rozmowie z o2.pl.
Na profilu "Bandyci drogowi" opublikowano nagranie zarejestrowane przed jednym ze sklepów sieci Lidl w Krakowie. Widać na nim psa pozostawionego w samochodzie. W relacji poinformowano, że zwierzę było przegrzane i z trudem łapało oddech. Jak czytamy, "pies znalazł się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia".
Krótkie nagranie natychmiast wywołało burzę w sieci. Również ze względu na zachowanie właściciela psa, który miał zachowywać się "w sposób niepoczytalny i agresywny", a także - grozić pobiciem nastoletniej dziewczynie.
Czytaj także: Bulwersujące sceny przed Lidlem. "To się leczy"
Uchwycony na nagraniu mężczyzna skontaktował się z naszą redakcją, by przedstawić swoją wersję wydarzeń. Pan Artur jest właścicielem psa, a właściwie 3-letniej suczki, która wabi się Tokyo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najtajniejszy projekt II wojny światowej. Tego nie uczyli w szkole
Byłem z psem na godzinnym spacerze na krakowskich Błoniach. Mniej więcej od godz. 17 do 18. W drodze powrotnej stwierdziłem, że wstąpię do Lidla, który znajduje się może 500 m od mojego domu - opowiada pan Artur w rozmowie z o2.pl
Mężczyzna przyznaje, że tego dnia (19 lipca) w Krakowie było ciepło, ale - jak podkreśla - spędził z psem 20 minut w wychłodzonym samochodzie, z włączoną klimatyzacją. "W samochodzie było chłodniej niż na zewnątrz" - twierdzi.
Pies był w samochodzie może 5-8 minut. Wziąłem dosłownie trzy rzeczy z Lidla i stanąłem w kolejce. Chyba dwie osoby były przede mną, a samochód był zaparkowany tak, że ja - stojąc przy kasie - przez cały czas widziałem psa. Gdyby cokolwiek się stało, byłbym w stanie szybko zareagować - wyjaśnia mężczyzna.
Pan Artur twierdzi, że samochód - wbrew temu, co napisano na profilu "Bandyci drogowi" - przez cały czas pozostawał otwarty. "Właśnie dlatego, że pies był w samochodzie, żeby alarm się nie włączał" - wyjaśnia.
Jak odszedłem od kasy, to odruchowo nacisnąłem przycisk na pilocie, żeby samochód się otworzył, a ponieważ był już otwarty, to zamknął się, zamiast otworzyć. Pies się poruszył w środku i alarm włączył się po trzech, czterech sekundach - opisuje mężczyzna, odnosząc się do zarzutu, że "wrócił na miejsce dopiero po tym, jak pies w panice uruchomił alarm samochodowy".
"Krzywdy bym jej nie dał zrobić"
Pan Artur podkreśla, że pies sapał, ponieważ był po godzinnym spacerze. "Pies, który się wybiegał w taką pogodę, ma prawo być zmęczony" - zaznacza.
- Zrobiono ze mnie bandytę drogowego. Kogoś nieodpowiedzialnego, który chce skrzywdzić psa - mówi. - To jest golden retriever, którego wszyscy kochają jak członka rodziny, jak dziecko. Krzywdy bym jej nie dał zrobić i jest ostatnią istotą, której ja chciałbym zrobić cokolwiek złego - dodaje.
Agresja i groźby?
W opisie do nagrania podkreślono, że reakcja właściciela psa była szokująca. "Zamiast okazać skruchę czy pomóc zwierzęciu, mężczyzna zachowywał się w sposób niepoczytalny i agresywny" - czytamy.
Pan Artur, odnosząc się do tych słów, stwierdził, że jest spokojnym człowiekiem, ale "wyprowadzono go z równowagi". Jak twierdzi - został zaatakowany.
Nagle podbiegła nastoletnia dziewczyna, która zaczęła krzyczeć, że ja jestem nieodpowiedzialny itd. Jej chłopak nagrywał całe zajście. Mówię do niej - 'ile ty w ogóle masz lat, że krzyczysz na mnie?' - relacjonuje.
Mężczyzna twierdzi, że nastolatka była wulgarna i wyzywała go. "Nie chciałem sobie pozwolić na to, żeby nastoletnia dziewczyna publicznie w wulgarny sposób się do mnie zwracała" - wyjaśnia. Dopytywany o rzekome groźby pod adresem nastolatki, przyznaje, że powiedział:
Jesteś gówniarą, to cię zaraz kopnę w d***
Następnie, jak słyszymy, "odruchowo zrobił trzy kroki w stronę dziewczyny, a ona zaczęła uciekać". Wówczas do sprawy włączyli się pozostali świadkowie. Pewien mężczyzna, który prawdopodobnie nie widział całego zajścia, stanął w obronie pary, twierdząc, że pan Artur atakuje dziewczynę.
Ja już byłem zagotowany i te słowa, które padły na koniec: 'Ludzie, zajmijcie się swoim samochodem, swoimi rodzinami, swoimi zakupami', skierowane były do ludzi w tym samochodzie - tłumaczy mężczyzna.
Pan Artur podkreśla, że niektórzy internauci "wydali wyrok", nie wiedząc, jak wyglądała cała sytuacja. "Jest granice pomiędzy dbaniem o dobro zwierząt, a wulgarnym atakiem na człowieka" - mówi nasz rozmówca.
Zostawienie psa w aucie - konsekwencje
Zobaczmy, co mówią przepisy. Zgodnie z artykułem 34a polskiego Kodeksu wykroczeń, osoba, która pozostawia zwierzę bez należytej opieki w sposób narażający je na niebezpieczeństwo dla zdrowia lub życia, może zostać ukarana grzywną. Przykładem takiej sytuacji jest pozostawienie psa w zamkniętym samochodzie w czasie upału – może to doprowadzić do przegrzania jego organizmu, co stanowi poważne zagrożenie dla jego życia i zdrowia.
Jest jeszcze ustawa o ochronie zwierząt z 1997 roku. Zgonie z nią, narażenie dobra zwierzęcia zagrożone jest karą ograniczenia wolności, a nawet pozbawieniem wolności do 3 lat.
Ewentualne kary są oczywiście uzależnione od okoliczności.