Dziennikarz TVN padł ofiarą napaści. "Nagle dostałem strzał"

34

Damian Michałowski nie będzie najlepiej wspominał swojego ostatniego wyjazdu z Warszawy. Dziennikarz TVN przeżył trudne chwile, po tym jak znalazł się na celowniku złodziei, którzy chcieli go oszukać metodą "na stłuczkę".

Dziennikarz TVN padł ofiarą napaści. "Nagle dostałem strzał"
Dziennikarz TVN padł ofiarą napaści. "Nagle dostałem strzał" (AKPA, AKPA)

Damian Michałowski zyskał rozgłos za sprawą pracy na antenie Radia ZET, a od pewnego czasu staje się jedną z gwiazd TVN, gdzie można go zobaczyć m.in. w programie śniadaniowym Dzień Dobry TVN. Dziennikarz może liczyć na wierne grono fanów, z którym komunikuje się poprzez media społecznościowe. To właśnie na Instagramie Michałowski zrelacjonował przykre doświadczenia, jakie przeżył w piątek podczas próby wyjazdu z Warszawy.

Dziennikarz TVN padł ofiarą napaści. "Nagle dostałem strzał"

"Miałem dziś stłuczkę. Nic wielkiego, ale jednak, bo okoliczności były przedziwne" - tak swój rozpoczął dziennikarz TVN, który opisał "niecodzienne" zachowanie dwóch samochodów na drodze wylotowej z Warszawy. Pojazdy co chwilę zmieniały pasy, gwałtownie hamowały i znów przyspieszały. "Klasyczne robienie sobie na złość" - ocenił Michałowski.

Jechałem lewym pasem, mijałem jeden z tych samochodów i nagle dostałem strzał w prawy bok. Na szczęście poduszki nie wybuchły i wielkiej szkody nie ma, ale… gdy tylko się zatrzymaliśmy wysiadło z tych dwóch samochodów kilku obcokrajowców, którzy za wszelką cenę chcieli pojechać do warsztatu naprawić szkodę. Od razu - napisał prowadzący "Dzień Dobry TVN".

Michałowski nie zgodził się na propozycję oszustów i wezwał policję. "Gdy zjechaliśmy na parking obok ulicy, kilka razy próbowali przekonać mnie, że na policje będziemy długo czekać i możemy załatwić naprawę szkody od ręki. Nie zgodziłem się" - zrelacjonował dziennikarz.

Oszuści nie odpuszczali i proponowali Michałowskiemu, by przenieść się do jego samochodu, bo działa w nim klimatyzacja, podczas gdy na zewnątrz jest gorąco. Jednak ponownie dziennikarz powiedział "nie".

W dosyć jasnych słowa powiedziałem, że będziemy czekać na policję tyle - ile trzeba będzie - opisał stresujący moment dziennikarz TVN.

Ostatecznie jeden z samochodów odjechał z miejsca zdarzenia. Drugi również próbował uciec, ale... rozładował się w nim akumulator. Policjanci pojawili się dopiero ponad trzech godzinach od momentu zgłoszenia. "Byli bardzo profesjonalni, mili i sprawę szybko załatwili. Przeprosili, że przyjazd tak długo trwał 'ale ludzi do pracy nie ma'. Dzielę się z Wami tą historią tak ku przestrodze, bo 'na stłuczkę' to jedna z popularniejszych metod kradzieży samochodów" - podsumował Michałowski.

Trwa ładowanie wpisu:instagram
Zobacz także: Burze w górach. O tej porze zdarzają się najczęściej
Autor: ŁKU
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić