Rolnik rozdał 60 ton papryki. Teraz zabrał głos
- W ciągu trzech dni rozdaliśmy 60 ton - mówi o2.pl Maciej Siekiera z Gałkowic koło Sandomierza. To właśnie ten rolnik ogłosił, że odda za darmo paprykę, bo koszty zbioru przekraczają sprzedaż. Jak mówi, ludzie przyjeżdżali nawet z Czech i Słowacji. Pieniędzy przyjmować nie chciał.
W ostatnich tygodniach opisujemy problemy rolników i sadowników. Zaczęło się od pana Damiana Piecha z Dolnego Śląska, którego oszukała przetwórnia i nie odebrała 11 ton śliwek. Zamieścił apel w sieci, na który odpowiedziało mnóstwo osób. Wszyscy mogli zabrać tyle towaru, ile chcieli.
Podobne problemy występują jednak u innych rolników. Małżeństwo Saganów z Niewirkowa na Lubelszczyźnie nie znalazło zbytu dla kilkunastu hektarów dla swoich pomidorów. Ogłoszono samozbiór. Rolnicy prosili, by pieniądze wpłacano na Kościół.
Opisywaliśmy również historię pana Macieja Siekiery z Gałkowic koło Sandomierza, który posiada 4-hektarowe pole papryki. Ogłosił w sieci samozbiór, ponieważ koszt zbioru przerastał zyski ze sprzedaży.
Domowy fish burger z pyszną panierką. O niebie lepszy niż kanapka z sieciówki
Tłumaczył, że godziwą zapłatą za dzień pracy na polu jest ok. 300 zł. Jednak, by tyle zapłacić, musi sprzedać co najmniej 40 kilogramów papryki. Tymczasem w tym sezonie cena dla rolnika w skupie to nawet 30-40 groszy za kg, w handlu detalicznym nawet 10–12 zł/kg.
Był megaduży odzew. Ludzie przyjeżdżali nawet z Czech i Słowacji, z Pomorza, Zakopanego i Wrocławia. Niektórzy przyjeżdżali o kulach, zbierano ze sobą dzieci. Przez trzy dni rozdaliśmy ok. 60 ton papryki. Tyle zbieraliśmy w ciągu 1,5 miesiąca - mówi o2.pl Maciej Siekiera.
Nasz rozmówca przekonuje, że nie chciał i dalej nie chce pieniędzy za paprykę. Chodziło mu o to, by owoc jego pracy nie poszedł na marne.
- Jest coraz trudniejsza sytuacja w rolnictwie. Teraz nie chodzi o to, by zarobić, odłożyć i zainwestować, ale by przetrwać. Chciałbym, by miasto zrozumiało wieś. Będziemy kontynuować pracę na polu, żal to tracić - kończy Siekiera.
Problemy rolników i sadowników. "Problem jest złożony"
O sytuację wspomnianych rolników zapytaliśmy byłego wicepremiera i eksperta ekonomicznego Janusza Piechocińskiego. - Problem jest złożony. W handlu dominują wielkie sieci, które mają dużo możliwości importowych. 10 proc. żywności produkowanej w Hiszpanii zasila niemiecki Lidl - przekonuje w rozmowie z o2.pl.
Kolejnym problemem, według naszego rozmówcy, jest coraz mniejsza liczba targowisk. Rolnicy nie mają, gdzie sprzedawać swoich zbiorów. Zostaje jeszcze kwestia cen.
Towar jest tam droższy niż w sieciach. Do tego nawet jak rolnik pojedzie np. na Bronisze, to musi zapłacić za wjazd, nie zawsze wszystko sprzeda i jest stratny - tłumaczy Piechociński.
Mateusz Kaluga, dziennikarz o2.pl