TOSA| 

Ryby nad Bałtykiem coraz droższe. Nie daj się oszukać. Wiemy, jaka jest uczciwa cena

81

Ponad sto złotych za kilogram ryby w smażalni to w tym roku coraz częstszy obrazek. W internecie pojawiają się kolejne zdjęcia paragonów z kosmicznymi cenami. Restauracje tłumaczą, że musi być drogo, bo koszty są wysokie. Jaka cena tak naprawdę jest do zaakceptowania?

Ryby nad morzem coraz droższe. I nie ma szans, żeby się to zmieniło
Ryby nad morzem coraz droższe. I nie ma szans, żeby się to zmieniło

119 złotych za kilogram tradycyjnego filetu z dorsza, 129 złotych za wersję "Parma" - to ceny w jednej ze smażalni w Niechorzu. Rachunek za zwykły obiad (z surówkami i frytkami, ale bez napojów) dla dwóch osób - 98 złotych. Paragonem "pochwalił się" Wirtualnej Polsce jeden z turystów.

Drożyzna zawitała nad polskie morze i nie odpuszcza. Kogo na to stać? Jak słusznie zauważają internauci, skoro smażalnie są pełne, to znaczy, że wysokie ceny ludzi nie odstraszają. Jednak czasem przy przeglądaniu cen zawartych w menu powinniśmy się poważnie zastanowić nad zamówieniem.

Zobacz także: Obejrzyj też: Inflacja nie pokazuje wszystkiego. "Odczuwalnie jest dużo wyższa, powyżej 5 proc."

Cena u przetwórców za kilogram zwykłego filetu z dorsza to zwykle 35-40 zł - tłumaczył Wirtualnej Polsce Jerzy Safader, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb. - W restauracjach zdarzają się ceny do 120 zł za kilogram, a zatem taka restauracja ma 300-procentowe "narzuty" - wyliczał Safader.

Ekspert uważa, że górna granica w restauracji to 12 zł za 100 gramów prostego filetu z dorsza. Jeśli jest drożej, klientowi powinna się zapalić lampka ostrzegawcza. Choć czasem wyższe ceny są uzasadnione - jeśli na przykład w restauracji naprawdę oferowane są ryby prosto z kutra. To jednak zdaniem ekspertów zdarza się nad Bałtykiem coraz rzadziej.

Zresztą, o tym, że dobre jakościowo ryby można sprzedawać taniej, świadczy przykład jednej z restauracji w Szczecinie, gdzie za kilogram dorsza trzeba zapłacić 95 złotych, a klienci bardzo cenią sobie jego smak.

Skoro dorsz u dostawcy kosztuje 35-40 zł za kilogram, to skąd później kosmiczna cena w restauracji? Właściciele tłumaczą, że winne są koszty - między innymi prąd, wynagrodzenie dla pracowników i oczywiście podatki.

Ryb jest też po prostu coraz mniej i ich ceny będą w dalszym ciągu rosnąć. Łowi się też zagrożone gatunki. - To, że jakieś zakazy połowów są przestrzegane, to w dużej mierze fikcja. Dostawy trafiają do nas z ikrą, a to znaczy, że mnóstwo ryb się po prostu nie urodzi - przyznają anonimowo pracownicy przetwórni.

Na Bałtyku ryby są tak chude, że często jest to właściwie już tylko skóra i ości. Dlatego większość dorsza trafia do nas z Norwegii.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić