Tak oszukują pracownicy warszawskich restauracji. "Dobry wałek trzeba robić na pewniaka"
Pracownicy warszawskich restauracji oszukują właścicieli i klientów? "Nie ma chyba restauracji, w której nie okradałoby się właściciela i klientów" - informuje "Gazeta Wyborcza". Pracownicy opowiadają, ile z tego mają.
Olek pracuje za barem od 15 lat. Zaczął zaraz po maturze. Jak oznajmia w rozmowie z "Wyborczą", obecnie "w okradaniu trzeba być bardziej kreatywnym".
Dobry "wałek" trzeba robić na pewniaka. I stosować mechanizm znany z Funduszu Sprawiedliwości: jeśli złapią cię za rękę, mów, że to nie twoja ręka - przekonuje. Jak twierdzi, jednym z najprostszych sposobów jest nienabijanie rachunku na kasę fiskalną, gdy klient płaci gotówką.
Po prostu musisz oddać tyle gotówki, ile jest nabite na twoje konto. Więc gdy jest tabaka [duży ruch - przyp. red.], przygotowujesz sobie stare wydruki fiskalne. Gość płaci, kręcisz się wokół kasy, wydajesz resztę, a ty wykładasz na bar stary wydruk, gość go nie dostaje, zresztą na ogół ich to nie interesuje. Jeśli robisz to bez mrugnięcia okiem, nie ma szans, by ktoś to zauważył - objaśnia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Olek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ukradli ferrari warte milion złotych. Policja ma nagranie momentu kradzieży
Tak oszukują pracownicy warszawskich restauracji
Kolejny chwyt to napiwek na kartę, czyli zostawienie napiwku poprzez wpisanie jej w klawiaturę terminala płatniczego.
- Mówią, że barman to dobry psycholog. Klisza. Barman to dobry obserwator - mówi Olek i bez pardonu stwierdza, że gdy widzi gościa, który nie patrzy na ceny w barze "dobija kilka złotych do jego rachunku". - Różnica ląduje w mojej kieszeni - mówi Olek.
Olek twierdzi, że "na wałkach" może zarobić drugie tyle, co z normalnych napiwków. Najczęściej na napiwkach zarabiał w granicach tysiąca złotych miesięcznie, pracując trzy razy w tygodniu po dwanaście-piętnaście godzin. Z "wałków" miał drugie tyle.
Czytaj także: Ludzie oburzeni. Pokazał paragon z Bałkanów
W normalny dzień na wałkach wychodzi mi 100 złotych. W weekend nawet koło 300 złotych, ale są takie dni, gdy jest plaża i zgarnę pieniądze tylko za kilka browarów - oznajmia w rozmowie z dziennikiem.