Rzekomy materiał wybuchowy w Brześciu. Kolejna prowokacja Łukaszenki
Z Polski do Białorusi miało wjechać 580 km materiału wybuchowego, który zmierzał do Rosji. To prawdopodobnie prowokacja. - Łukaszenka próbuje sprowokować kolejny kryzys - mówi o2.pl Aliaksandr Azarau, białoruski opozycjonista i szef BYPOL-u. Dodaje, że to jasny sygnał wysłany przez Aleksandra Łukaszenkę Władimirowi Putinowi.
Wiele informacji, które przekazują białoruskie media i przedstawiciele władzy, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Białorusi.
Doniesienia o rzekomej akcji białoruskich służb granicznych obiegła w ostatnich dniach polskie media. Funkcjonariusze Służby Celnej z Białorusi przekazali, że zatrzymali auto dostawcze na mołdawskich tablicach rejestracyjnych. 41-letni kierowca miał przewozić 580 kg "szczególnie silnego materiału wybuchowego", pentrytu (PETN). Białorusini twierdzą, że materiał "pochodzi z USA".
PiS i Konfederacja w koalicji? Zaskakujące słowa w Sejmie
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według oficjalnej wersji reżimowych władz towar wyruszył z Litwy, gdzie nadał go "estoński znajomy kierowcy". Białorusini podali, że ładunek przekroczył granicę polsko-białoruską i został zatrzymany przez służby w Brześciu. Gratulacje za "udaną akcję" miał białoruskim służbom przekazać Władimir Putin, który zadzwonił do Alaksandra Łukaszenki.
Czytaj także: Migranci omijają Niemcy. Prym wiodą teraz inne kraje
Wiadomość o "materiale wybuchowym" wzbudziła czujność polskich władz. Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) opublikowała ostrzeżenie, że może stanowić element wojny dezinformacyjnej. Z pytaniem w tej sprawie zwróciliśmy się do polskich służb specjalnych.
Nie będę komentował tych doniesień. Nie będziemy uwiarygadniać narracji białoruskich władz – powiedział w rozmowie z o2.pl Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy Ministra Koordynatora Służb Specjalnych i MSWiA.
Nieoficjalnie od przedstawicieli służb słyszymy, że informacja o zatrzymanym ładunku, który miał przekroczyć granicę Polski i Białorusi, to "bzdura" i "oczywista prowokacja agentów".
Szef BYPOL-u: Łukaszenka chce stworzyć poczucie zagrożenia
Szef Stowarzyszenia Sił Bezpieczeństwa (BYPOL) Aliaksandr Azarau w rozmowie z o2.pl także mówi o prowokacji.
Reżim Łukaszenki regularnie przeprowadza takie prowokacje. Teraz potrzebował jej na rzecz wewnętrznej i zewnętrznej polityki strachu. Tak samo było w 2017 roku, gdy agent KGB w ukraińskim mundurze przekroczył granicę z Białorusią i zaczął strzelać – tłumaczy Azarau w rozmowie z o2.pl.
Według szefa BYPOL-u prowokacja z ładunkiem wybuchowym może mieć związek z nasilającym się kryzysem migracyjnym na polsko-białoruskiej granicy.
Łukaszenka chce stworzyć poczucie zagrożenia na granicy, a straż graniczna chce mu zrobić "prezent". Reżim chce sprowokować kolejny kryzys na skalę międzynarodową. Zdawaliśmy sobie sprawę, że może do tego dojść – wskazuje Azarau, który kilkanaście lat temu pracował dla białoruskich organów ścigania.
W opinii przedstawiciela Stowarzyszenia Sił Bezpieczeństwa Białorusi reżim chce zbudować narrację, że to Polska odpowiada za zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy Wschodniej. Ujawnia, że w planach Białorusinów była też inna prowokacja.
Służby Łukaszenki chciały zorganizować inną prowokację. Planowali zamontować miny przeciwpiechotne na granicy, po polskiej stronie. Próba ta została udaremniona, stąd spróbowali sprowokować inny kryzys. Teraz będą twierdzić, że to Polska stoi za przemytem materiałów wybuchowych – mówi Aliaksandr Azarau w rozmowie z o2.pl.
Zagrywka w stronę Putina. "Dokładnie wypełnia jego obowiązek"
Łukaszenka potrzebował prowokacji również na rzecz polityki wewnętrznej. Białoruski dyktator chce pokazać Rosjanom i Białorusinom, że reżim ich chroni. Poza tym to sygnał wysłany Władimirowi Putinowi.
Łukaszenka pokazuje Putinowi, że broni granicy z Unią Europejską. Dokładnie wypełnia jego obowiązek. Takie zdarzenia są dla niego wygodne – wyjaśnia Azarau.
Białoruski opozycjonista tłumaczy, że Władimir Putin raczej zdaje sobie sprawę, że doszło do prowokacji - Myślę, że Putin to rozumie, jednak informacja idzie w świat. Rosjanie usłyszą, że dzielni Białorusini ochronili ich przed atakiem – dodaje Azarau, który nie wyklucza, że w kolejnych miesiącach może dojść do innych prowokacji.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl