O sprawie poinformowały Amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom. Zamieszanie zostało spowodowane przez jednego z mieszkańców USA, który 8 lipca wrócił z Nigerii. Już 15 lipca podróżnik trafił do szpitala w Dallas, gdzie zdiagnozowano u niego małpią ospę. Mężczyzna zaraził się nią podczas pobytu w Afryce.
Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom oraz Departament Stanowej Służby Zdrowia w Teksasie potwierdziły 15 lipca przypadek ludzkiej ospy małpiej u rezydenta USA, który niedawno podróżował z Nigerii do Stanów Zjednoczonych - napisano w oświadczeniu.
Niestety przez kilka dni od powrotu Amerykanin miał kontakt z wieloma osobami. Wśród nich byli również pasażerowie samolotów z Lagos do Atlanty i z Atlanty do Dallas. W związku z zagrożeniem wystąpienia u nich choroby podjęto decyzję o ich monitorowaniu. W sumie grupa ta liczy ponad 200 osób, które są rozsiane aż po 27 stanach. Na szczęście osoby te miały obowiązek nosić maseczki ochronne w związku z pandemią koronawirusa. Wpłynie to niewątpliwie na zmniejszenie ilości zakażeń ospą.
Kontakt pośredni definiujemy jako przebywanie w promieniu sześciu stóp od pacjenta w przypadku braku N-95 lub jakiejkolwiek maski filtrującej przez okres dłuższy, lub równy 3 godzinom - wyjaśniła epidemiolog Andrea McCollum.
Niepokoić może fakt, że od wielu lat w USA nie było ani jednego zakażenia małpią ospą. Ostatnio choroba pojawiła się w 2003 roku. Zainfekowane osoby zakaziły się od swoich piesków preriowych. Zakażone zwierzęta trafiły wtedy z Afryki do sprzedawcy w Chicago.
Małpia ospa jest rzadką, ale potencjalnie poważną chorobą wirusową. Zwykle zaczyna się od choroby grypopodobnej i obrzęku węzłów chłonnych. Później na ciele zakażonej osoby pojawia się rozległa wysypka. Zazwyczaj infekcja trwa od dwóch do czterech tygodni. Choroba zabija około jednego na 100 zarażonych.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.