Eksplozje w Niemczech. Kupili je w Polsce? "Ogromna siła wybuchu"
W powiecie Goerlitz, położonym we wschodniej części Niemiec, trwa seria ataków na mobilne fotoradary. Wandale wysadzili trzy nowoczesne urządzenia, używając do tego materiałów pirotechnicznych, które w Niemczech są zakazane. "Można je kupić na targowiskach w sąsiedniej Polsce" - donosi "Bild".
Powiat Goerlitz rozciąga się wzdłuż granicy z Polską na około 85 kilometrów - od Weisswasser przez Goerlitz i Loebau aż po Zittau. Fotoradary montowane były m.in. przy drogach krajowych B6, B98 i B115. Część z nich wysadzono. Niemiecka prasa donosi, że sprawcy wykorzystali petardy.
Niebezpieczne petardy, które w Niemczech są zakazane, można kupić na targowiskach w sąsiedniej Polsce; mają ogromną siłę wybuchu. I tak oto sprawcy chaosu rozpoczęli polowanie na fotoradary w okolicy - zauważa "Bild".
Czytaj także: Kierowca bmw docisnął hamulec. Nagranie z Warszawy
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Joanna Koroniewska przerażona cenami materiałów budowlanych w Polsce. Podzieliła się swoim patentem na tańszy remont
Jak informuje "Sächsische Zeitung", do zniszczeń doszło w Neugersdorf i Friedersdorf, gdzie śledczy zabezpieczyli pozostałości materiałów pirotechnicznych.
Największe zniszczenia odnotowano jednak w Königshain, gdzie radar został dosłownie rozerwany - nie zachowały się żadne elementy, które pozwoliłyby jednoznacznie określić sposób działania sprawców.
Według informacji przekazanych przez rzecznika starostwa, dwa urządzenia można jeszcze naprawić. Jednak radar z Koenigshain został całkowicie zniszczony. Jego wartość oszacowano natomiast na około 150 tys. euro.
Niemcy. Nie chcą już dostarczać radarów
Ponieważ sprzęt był leasingowany, to firma wypożyczająca poniosła finansowe konsekwencje aktu wandalizmu. W odpowiedzi ogłosiła, że nie dostarczy już do Saksonii żadnych nowych mobilnych radarów umieszczanych w przyczepach.
Powiat Goerlitz zmuszony jest zrezygnować z używania mobilnych radarów, ponieważ dotychczasowy dostawca wycofał się ze współpracy, a na rynku nie ma obecnie alternatyw, które spełniałyby wymagania bezpieczeństwa i były jednocześnie opłacalne - powiedział rzecznik starosty Stephan Meyer, cytowany przez "Bild".
Dla samorządu to nie tylko problem bezpieczeństwa drogowego, ale też uderzenie w budżet. W ostatnich latach średnie roczne wpływy z mandatów nakładanych dzięki tym urządzeniom wynosiły około 250 tys. euro.