"Jak lądują, to jest makabra". Mieszkańcy Ożarowic mają dość
Mieszkańcy miejscowości Ożarowice (woj. śląskie) domagają się odszkodowań. Powód? Szkody wyrządzone przez samoloty lądujące w Katowicach-Pyrzowicach. Sprawie przyjrzała się "Interwencja".
Mieszkańcy Ożarowic, którzy sąsiadują bezpośrednio z Międzynarodowym Portem Lotniczym Katowice-Pyrzowice, skarżą się na problemy spowodowane lądowaniami samolotów. Uciążliwy jest nie tylko hałas.
Chodzi o latające dachówki. To są koszty, które mieszkańcy ponoszą, a lotnisko umywa ręce. Mieszkańcy przychodzą z tymi problemami do mnie, bo przedstawiciele lotniska ich lekceważą - podkreśliła w rozmowie z "Interwencją" Renata Kocot, sołtys Ożarowic.
Prowadzą agroturystykę na Pomorzu. "Wykonujemy wszystkie prace"
Głos zabrała też mieszkanka Krystyna Rupik. Jej dom znajduje się zaledwie kilkanaście metrów od pasa startowego. - To nie był pierwszy raz, w tym roku zrzuciło nam dachówki już czwarty raz. Jak samoloty startują, to jest hałas, jak lądują, to zagrożenie życia. W sumie już ponad sto dachówek nam zrzuciło - podkreśliła w reportażu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Samoloty wyrządziły szkody również na posesji u pani Agnieszki.
Wtedy mieszkali tutaj lokatorzy, ale wyprowadzili się z tym dniem. Bo niebezpieczeństwo, zagrożenie życia. Spadło wówczas około 30 dachówek. Myśmy usiłowali z lotniskiem do ugody dojść, wysyłaliśmy pisma, ale przychodziły odmowy. Trzeba było się z przewoźnikiem sądzić - zrelacjonowała.
Finalnie naprawiła dach na własny koszt. Wydała około 6 tys. zł.
Był jakiś czas spokoju, ale w marcu też nam spadło parę dachówek. Nie zgłaszaliśmy tego, bo nie wiedzieliśmy, kiedy do tego doszło. Ale później w lipcu nam spadły i w sierpniu. Mamy się sądzić z liniami? To wygląda tak, że za każdym razem jest inna linia. Czyli do sądu musimy iść z paroma liniami, to są koszty dla nas, tym bardziej, że nie wiemy, czy sprawę wygramy - zaznaczyła.
"Nie wiem, co mamy robić"
"Interwencja" kontaktowała się w tej sprawie z Katowice Airport. - Te dachówki spadają, bo lądujące samoloty powodują podmuch. Poszkodowani powinni zgłaszać się do linii lotniczych albo policji, która ustali, który samolot lądował. My jesteśmy odpowiedzialni tylko za wszystko, co się dzieje w obrębie lotniska. A te sytuacje mają miejsce poza lotniskiem i zostały spowodowane przez linie lotnicze - powiedział przedstawiciel lotniska Jakub Mańka.
Nie wiem, co mamy zrobić. Zabije nas, zostaniemy kalekami… Oni za to nie odpowiadają. Jak leciał samolot, to myśmy uciekli, gdzie będziemy patrzeć, jaka to linia lotnicza - skomentowała zaś Krystyna Rupik.
Mieszkańców mierzących się z problemami jest znacznie więcej. - Wszystkie ściany są popękane od góry do samego dołu. Niektóre samoloty, jak lądują, to jest makabra. Najgorzej jest w nocy, co parę minut wstrząsy - powiedziała dziennikarzom Polsatu Mirosława Trefon.
Pękają mury, ściany, co tynk odpadnie, to znowu robimy, nie mamy już siły. Składaliśmy wniosek o wykup, mieszkamy najbliżej lotniska, a jednak lotnisko powiedziało, że im nie przeszkadzamy. Tylko że to lotnisko przeszkadza nam - zaznaczyła natomiast Jolanta Sitek.
Prawniczka Aleksandra Cempura w rozmowie z "Interwencją" zauważyła, że większość domów istniała w tym miejscu jeszcze przed stworzeniem lotniska. Dziś zaś trudno mówić o tym, by kierowali swoje roszczenia do linii lotniczych lub samych pilotów. - Raczej powinni skierować je do zarządcy lotniska - oceniła.