Koronawirus wszystko zmienił. Lekarz pracuje z dziećmi. Mówi, co się dzieje

196

Ognisko koronawirusa w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym dla dzieci niepełnosprawnych w Wierzbicach (woj. dolnośląskie). 51 dzieci przejdzie testy po tym, jak u większości sióstr józefinek prowadzących ośrodek wykryto SARS-CoV-2. Pracujący w ośrodku dr Michał Błoch zdradził w rozmowie z o2, jak personel medyczny radzi sobie w tej bardzo trudnej sytuacji.

Koronawirus wszystko zmienił. Lekarz pracuje z dziećmi. Mówi, co się dzieje
Dr Michał Błoch w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym dla dzieci w Wierzbicach. (Instagram)

Wykryto ognisko koronawirusa w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Wierzbicach pod Wrocławiem. Zakażenie potwierdzono u 12 sióstr ze Zgromadzenia Sióstr św. Józefa, które zajmują się ośrodkiem dla dzieci niepełnosprawnych fizycznie i intelektualnie. Siostry są dla podopiecznych ZOL opiekunkami, nauczycielkami, ale także pielęgniarkami.

Testy mają przejść także wszystkie dzieci, które przebywają w ośrodku. Obecnie w ZOL mieszka 51 dzieci w wieku od 4 miesięcy do 20 lat.

Jak powiedział o2 lekarz pracujący w ZOL, dr Michał Błoch, ze względu na to, że siostry i większość pielęgniarek cywilnych musiała przejść na kwarantannę, dziećmi nie ma się kto zajmować. Ogromnym problemem jest obecnie brak personelu medycznego w placówce.

Do ZOL przyjechało pomagać 8 sióstr józefinek z całej Polski, jednak to i tak za mało. Podobno wojewoda skierował dwie pielęgniarki z zewnątrz ośrodka do pomocy, jednak słyszałem, że nie dotarły - mówi dr Błoch.

"Nie jestem z tego dumny, ale to było konieczne"

Michał Błoch jest lekarzem, który zajmuje się między innymi żywieniem klinicznym, pediatryczną opieką długoterminową i rzadkimi chorobami. Na swoim koncie na Instagramie zdradza kulisy pracy. Dr Błoch opisał także trudną sytuację, która ma obecnie miejsce w ośrodku dla dzieci w Wierzbicach.

Jeśli wydaje ci się, że zaangażowanie personelu medycznego w trakcie pandemii jest zbyt małe, to opowiem ci, co wczoraj robiłem w ZOL. Przyjechałem tam tylko w jednym celu: "zoptymalizować" opiekę nad dziećmi. Nie jestem z tego dumny, ale to były decyzje konieczne... - pisze lekarz.

Dr Błoch mówi, że aby zaoszczędzić cenne minuty pracy i siły personelu, podopiecznym założono cewniki stałe. Jak dotąd było praktykowane cewnikowanie co 3-4 godziny. Odstawiono również np. suplementację witaminą D3, bo nikt nie ma czasu wyliczać kropelek i kapsułek dla poszczególnych dzieci.

A to wszystko po to, żeby jedna pielęgniarka mogła ogarnąć to samo, co normalnie ogarniały 3-4 pielęgniarki w ciągu doby - pisze dr Błoch.

Lekarz mówi, że wcześniej pod takimi "drobnymi trikami" by się nie podpisał. Podkreśla jednak, że epidemia koronawirusa wszystko zmieniła.

Tak koronawirus zmienia moje rutyny, które przez lata traktowałem jako oczywistości. A personel z mojej perspektywy jest raczej bardziej zaangażowany niż mniej - napisał.

Dodał, że "dzieciaki czują się dobrze". Dziś i jutro będą miały robione wymazy. Dr Błoch przyznaje, że warunki pracy nie są obecnie idealne, ale rozwiązania, o których wspominał, są po prostu "konieczne".

Czy to jest optymalne postępowanie dla poszczególnych dzieci? Wiem, że nie. Czy jest optymalne dla całego ZOL w tej sytuacji? Na pewno konieczne - pisze dr Błoch.
Zobacz także: Poznański szpital covidowy jest przepełniony i ma tylko 5 lekarzy zakaźników
Autor: ESO
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić