Kupiła dom za 550 tys. zł. "Można było usiąść i płakać"
Pod koniec października pani Edyta kupiła wyceniony na 550 tys. zł dom w Łącku nieopodal Płocka. To niemal nowy budynek, który miał być gotowy do zamieszkania. Dopiero po zawarciu transakcji okazało się, że rodzina pani Edyty nie może się wprowadzić, ponieważ stan budynku pozostawia wiele do życzenia. Sprawę rodziny, która znalazła się w trudnym położeniu, nagłośnił program "Interwencja".
Wymarzony dom, w którym miał zamieszkać syn pani Edyty wraz z rodziną, wyceniony został na 550 tys. zł. To prawie nowy budynek, który miał być gotowy do zamieszkania. Rodzinie spodobała się lokalizacja i to, że do niewielkiego domu będzie można się wprowadzić bez większych nakładów finansowych.
Domek był nieduży, ale urządzony. Wiedzieliśmy, że nie ma ogrodzenia i drzwi wewnętrznych oraz łazienka jest do wykończenia. Było dużo mebli, więc nie widzieliśmy stanu podłóg, ścian. W domu też była kotłownia z piecem, terma, więc wszystko potrzebne do zamieszkania – wyjaśnia "Interwencji" pani Edyta.
Agencja nieruchomości zamieściła ogłoszenie w maju, a w czerwcu podpisana została umowa przedwstępna. Kilka miesięcy później, pod koniec października, formalności dopełniono u notariusza, a pieniądze trafiły na konto sprzedających. Dopiero po fakcie nabywcy zorientowali się, że popełnili błąd.
Nie mógł dać rady z żoną. Zjechały się służby. Jest nagranie
Kupiliśmy dom gotowy do zamieszkania, nowy, z tego roku. W momencie odbioru kluczy jego stan był tragiczny. Podłoga wstała, dziury w ścianach, brak kominka, popsute okno balkonowe, wanna zalana kwasem. Można było usiąść i płakać – przekonuje Sylwia Karolak, partnerka syna pani Edyty.
Zdaniem rzeczoznawcy, dom wymaga dużego remontu, potrzebne są m.in. nowe podłogi. Co więcej, mężczyzna, który montował w domu piec, poinformował nowych nabywców, że kocioł nie został opłacony. By dom faktycznie nadawał się do zamieszkania, rodzina będzie musiała sporo zainwestować.
Agentka nieruchomości, która wręczyła rodzinie klucze od domu, nie chciała rozmawiać ani z policją (funkcjonariuszy na miejsce wezwała pani Edyta), ani z reporterami "Interwencji".
To sprzedający w pełni odpowiada za to, co sprzedaje. I w momencie wydania kluczy do budynku, budynek powinien być w takim samym stanie, jak go oferował do sprzedaży. A w tej sytuacji wyglądał diametralnie inaczej – zaznacza prawnik Bartosz Graś.
Sęk w tym, że do odpowiedzialności nie poczuwa się również poprzednia właścicielka.
Musi pani do osób z nieruchomości iść, bo panie z biura nieruchomości dawały ogłoszenie. Oni wiedzieli, w jakim stanie kupują dom. Wiedzieli dokładnie, bo chodzili i oglądali. Ja uważam, że ci ludzie robią to z premedytacją, bo chcą pieniądze wyciągnąć – usłyszała reporterka "Interwencji" od pani Katarzyny.
Rodzina znalazła się więc w trudnym położeniu.
Partner musiał wyjechać do pracy, żeby móc jak najwięcej zarobić, bo w tym momencie płacimy ratę kredytu, który zaciągnęliśmy, żeby kupić ten dom. 2500 zł rata kredytu plus wynajem mieszkania, żebyśmy mieli gdzie mieszkać. To kolejne 3000 zł. Plus ogromne nakłady finansowe tutaj, gdzie wstępnie jest to wycenione na 120 tysięcy, żebyśmy mogli tu zamieszkać – wylicza "Interwencji" pani Sylwia.