"Masochizm". Ogrodniczka grzmi ws. "tujozy" w Polsce
"Czas wsadzić kij w mrowisko, bo coś tu ostatnio za grzecznie" - napisała na Facebooku autorka bloga "Małanka-Dziki Zagon". Następnie wyraźnie dała do zrozumienia, co sądzi o wszechobecnych tujach.
"Jestem przygotowana na wiadro hejtu za ten post. Dziś będzie o chorobie zakaźnej toczącej Polski naród już od dziesięcioleci, która wyrządza nieoszacowane szkody w przyrodzie i krajobrazie" - podkreśliła autorka facebookowego wpisu już na jego początku.
Ogrodniczka następnie wyjaśniła, że na myśli ma "tujozę". W ten sposób nazwała wszechobecne tuje i inne, podobne rośliny.
Tak, tak, pora zgrillować miłośników tuji, thuji, żywotników czy jak to dziadostwo każdy sobie zwie. Jeśli takim jesteś, odpuść łaskawie czytanie - kontynuowała (pisownia oryginalna).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koniec polskiej prezydencji. Wiceministra zapowiada specjalny pakiet
Następnie oceniła, że "nie ma nic brzydszego niż wiejski, polny krajobraz i kwadrat tuj wokół nowego białego domu".
Nie ma nic brzydszego niż obsikane przez psy żółte placki na tych krzewo drzewach, schnące suche gałęzie i powycinane z nich wzorki. Nie ma nic głupszego niż sadzenie tego chwastu, który przenosi fuzariozę, przez którą mogą gnić owoce i warzywa - zauważyła.
W dalszej części wpisu wyznała, że "dziwna moda w czasach dzisiejszych na opancerzenie się ścianą z tui" jest dla niej kompletnie niezrozumiała.
Mając takie bogactwo roślin, drzew i krzewów chcieć sadzić coś, co wymaga mnóstwa pracy, pielęgnacji, wody, ściółkowania, podcinania? Masochizm. Tłumaczę to sobie tym, że ludzie myślą, że to szybko rośnie, będzie zielona ściana i mało pracy. Nie ma tak wesoło - dodała.
"Więcej różnorodności to więcej radości"
Później ujawniła m.in. że przed czterema laty również postawiła stworzyć żywopłot, jednak nie "dziki, własny, leśny i jadalny". "Gatunki, jakie na moją paskudnie nędzną ziemię wybrałam to czeremcha, głóg, tarnina i dzika róża. Napracowałam się przy sadzeniu, bo ziemia to naprawdę kamień na kamieniu i tak to sobie zostawiłam, coby czas zrobił swoje" - wyjaśniła.
Nie było jakoś okazji, żeby o tym napisać, aż do dzisiaj. Usłyszałam głos pisklaków w budce lęgowej. I zobaczyłam ptaki, rodziców pewnie, ukrywające się przed mym wzrokiem w moim dzikim żywopłocie. Na krzakach jeszcze wiszą suche owoce z zeszłego roku. Głodne zimą nie były. I czasem tak sobie myślę, że wkładam w ogród tyle pracy, że nie ma to sensu, bo ciągle wiatr w oczy. I przychodzi właśnie taki moment nagrody, że zapomina się trud. Widać efekty, natura odzyskuje swoje miejsce, na moich oczach rośnie mój wymarzony dom. Więcej różnorodności to więcej radości w naszych ogrodach kochani! - podsumowała.