Beata Bialik
Beata Bialik| 
aktualizacja 

Po samosądzie "w Michałowicach nie ma oburzenia". Prawniczka komentuje

225

"Trafił cwaniak na cwaniaka" to jedno z łagodniejszych stwierdzeń podsumowujących historię z podkrakowskich Michałowic, w której 17-latek dokonał samosądu na młodszym o 5 lat dziecku. - Ale ofiar w tej historii jest więcej - podkreśla w rozmowie z o2.pl Jagna Piwowarska, prawniczka specjalizująca się w temacie przemocy i prezeska fundacji Można Inaczej.

Po samosądzie "w Michałowicach nie ma oburzenia". Prawniczka komentuje
17-latek kopał 12-latka w Michałowicach. Usłyszał zarzuty. Nagranie trafiło do sieci. (Adobe Stock, Twitter)

Zdarzenie, o którym w piątek 10 listopada za sprawą filmiku i policyjnej interwencji usłyszała cała Polska nagrane zostało w parku w Michałowicach nieopodal Krakowa. Widać na nim jak wzburzony 17-latek poniża, kopie, wyzywa i każe całować buty 12-letniemu dziecku.

Sprawa niezwykle wzburzyła opinię publiczną, a 17-latek usłyszał zarzuty dotyczące zmuszania przemocą innej osoby do określonego zachowania oraz uszkodzenia ciała. Orzeczono wobec niego dozór policyjny oraz zakaz zbliżania się do ofiary.

Mieszkaniec: W Michałowicach nie ma oburzenia

Szybko jednak sprawy przybrały inny obrót, gdy do Gazety Krakowskiej zgłosił się mieszkaniec Michałowic, który tłumaczył, że zdarzenie widoczne na filmiku było odwetem, bo pobity 12-latek był postrachem szkoły i terroryzował inne dzieci.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Przemoc domowa wobec dzieci. Niebezpieczne zjawisko nasila się w Polsce
Pobity chłopiec przez wiele miesięcy zastraszał, groził (w towarzystwie starszych kolegów) młodszym od siebie chłopcom ciężkim pobiciem, pod takimi groźbami kazał wykrzykiwać wulgarne obelgi w stronę klubów piłkarskich, a wszystko nagrywał na telefon - opisuje mężczyzna cytowany przez Gazetę Krakowską.

Czytelnik dodaje, że: "Lokalne dzieci bały się chodzić do szkoły, miały problemy ze snem". A sprawa dotyczyła także bezpośrednio jego dziecka, które bało się wychodzić z domu.

Ekspertka: tu jest więcej niż jedna ofiara.

"No i co ci rodzice zrobili?" - zastanawia się w rozmowie z o2.pl Jagna Piwowarska, prawniczka na co dzień pracująca z ofiarami nękania oraz sprawcami różnych form przemocy, prezeska fundacji Można Inaczej.

Ekspertka tłumaczy, że "w takiej sytuacji rodzice powinni się zjednoczyć, zrobić zebranie i wystosować odpowiednie pismo do dyrekcji szkoły z żądaniem podjęcia zdecydowanych kroków naprawczych w trosce o bezpieczeństwo i komfort wszystkich uczniów szkoły"

Jeśli szkoła boryka się z takim problemem, to ma narzędzia, żeby edukować rodziców i nauczycieli, a kompetentny i zdeterminowany dyrektor wie do kogo się w takiej sytuacji zwrócić - podkreśla prawniczka. - To nie jest tak, że w Polsce w ogóle nie ma psychologów. Procedury postępowania w sytuacji występowania w szkole problemu przemocy rówieśniczej są takie same zarówno w Michałowicach, jak i w Warszawie. Są ośrodki interwencji kryzysowej, ale i gminne ośrodki pomocy społecznej - wymienia. - Jest też całe mnóstwo organizacji pozarządowych, które świadczą specjalistyczną pomoc w takich wypadkach.

Jagna Piwowarska dodaje, że zdaje sobie sprawę, że tego typu sytuacja nie jest prosta i nie wystarczy do jej rozwiązania "pogadanka czy spotkanie z psychologiem żeby naprostować ten problem".

Zaznacza jednak, że w tym konkretnym wypadku przede wszystkim zawiedli dorośli.

Dyrekcja i grono pedagogiczne szkoły musiała mieć jakieś sygnały o aktach przemocy, ta sytuacja musiała trwać dłuższy czas, a brak skutecznej interwencji ze strony szkoły oraz współpracującej z nią rodziców, spowodował eskalację zjawiska przemocy rówieśniczej, co zakończyło się popełnieniem przez młodego człowieka przestępstwa pobicia, a co za tym idzie, powinna powziąć zdecydowane kroki - dodaje nasza rozmówczyni.

Jakie działania powinna podjąć dyrekcja? - zastanawia się ekspertka i szybko dodaje: "Przede wszystkim zapewnić opiekę psychologiczną uczniom, zarówno tym, które przemoc stosowały, jak i tym, które padały ofiarą agresji kolegów. Przemocowe zachowanie dziecka nie zdarza się bez powodu. Być może jego zachowanie było skutkiem jakiejś jego dysfunkcji, zaburzeń psychicznych lub osobowościowych. Takiej oceny powinien dokonać specjalista, diagnozujący dany przypadek"

Nie można przyjąć, że 12-latek jest diabłem wcielonym, prowokatorem i bandytą. To dziecko jest również ofiarą złego systemu wychowawczego ze strony rodziców oraz zaniedbań ze strony szkoły.

Zdaniem ekspertki należało też sprawdzić, jak funkcjonują rodziny dzieci, które stosowały przemoc. Może wzorce agresywnych zachowań wyniosły z domu rodzinnego, może same są ofiarami lub świadkami przemocy w rodzinie?

Dyrektor szkoły ma prawo wystąpić do sądu z wnioskiem o wgląd w sytuację dziecka/rodziny - zauważa. Nauczyciele i dyrektor nie zawsze wiedzą o tym, co się dzieje w domach uczniów. Nawet jeśli uczeń swoim zachowaniem daje do zrozumienia, że w jego otoczeniu dochodzi do pośredniej lub bezpośredniej przemocy, przy braku współpracy ze strony rodziców szkoła nie ma możliwości uzyskać wiedzy na temat warunków, w jakich funkcjonuje dziecko, ani - tym bardziej zmusić rodziców do poprawy tych warunków. Takie możliwości ma jednak sąd rodzinny- mówi prawniczka.

Piwowarska podkreśla w rozmowie z o2, że: Tu już doszło do tragedii. Jej ofiarami są wszyscy małoletni z tego środowiska, zarówno pobity chłopiec, jak i sprawca pobicia oraz świadkowie zdarzenia. Winę za ten stan rzeczy ponoszą w moim przekonaniu dorośli - pedagodzy i rodzice, którzy tym dzieciom nie udzielili wsparcia".

Sprawca pobicia poniesie karną odpowiedzialność za przestępstwo, które popełnił, co zapewne będzie miało istotny wpływ na jego całe życie. Czy ukaranie go wpłynie na poprawę sytuacji w Michałowicach? - zastanawia się ekspertka.

.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić