Polka przebywa na Hawajach w strefie zagrożenia. "Nie ma gdzie się ruszyć"
- Nagle zaczęły "krzyczeć" wszystkie telefony. Wysłali alert o najwyższym stopniu zagrożenia. Każą wszystkim zostać na miejscach, więc przebywamy w samochodzie - mówi o2.pl Dominika Rausch, Polka mieszkająca na co dzień na Hawajach. W amerykańską wyspę uderzyły pierwsze fale tsunami.
Silne trzęsienie ziemi o magnitudzie 8,8 nawiedziło wschodnie wybrzeże półwyspu Kamczatka, wywołując ostrzeżenia przed tsunami dla Hawajów i zachodniego wybrzeża USA. Władze apelują o ostrożność, a mieszkańcy przygotowują się na możliwe zagrożenie.
W związku z trzęsieniem ziemi, amerykańskie Narodowe Centrum Ostrzegania przed Tsunami wydało ostrzeżenia dla Hawajów, Alaski oraz zachodniego wybrzeża USA. Departament Zarządzania Kryzysowego w Honolulu wezwał do ewakuacji części wybrzeża Hawajów, ostrzegając przed "spodziewanymi niszczycielskimi falami tsunami". Ostrzeżenia dotyczą również Japonii, gdzie także mogą wystąpić fale tsunami.
Polka mieszka na Hawajach. Przedstawiła, jak wygląda sytuacja
Dominika Rausch, Polka, która na co dzień mieszka we wschodniej części wyspy O'ahu na Hawajach, w rozmowie z o2.pl przedstawiła bieżący obraz tamtejszej sytuacji. Obecnie przebywa w miasteczku Lihue na wyspie Kaua'i.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tsunami uderza w Rosję, Japonię i Stany. Są nagrania pierwszych fali
Na Kauai nie było paniki, natomiast są ogromne korki. Jak my się dowiedzieliśmy o alercie, byliśmy w sklepie spożywczym i nagle każdy telefon zaczął "krzyczeć", bo każdemu przyszedł alert. Tutaj to jest taki głośny alarm. Przestraszyłam się, że to koniec świata. To już był "warning", czyli najwyższy stopień zagrożenia. Parę dni temu też dostaliśmy alert o tsunami, ale w najniższym stopniu, bo też było trzęsienie ziemi na Kamczatce. No i dzisiaj znowu, ale potwierdzone, że to jest najwyższy stopień zagrożenia tsunami - relacjonuje Polka.
W chwili otrzymania alertu o najwyższym stopniu zagrożenia tsunami, Dominika Rausch przebywała w zatoce Hanalei Bay. Po przybyciu do hotelu nakazano jej oraz pozostałym natychmiastową ewakuację.
Droga do naszego hotelu normalnie zajęłaby nam 1 godz. 20 min., a jechaliśmy ponad trzy godziny, bo były korki straszne. Jak tylko przyjechaliśmy do hotelu, powiedziano nam, że musimy się szybko spakować i jechać do centrum ewakuacji i tak zrobiliśmy. Po drodze udało nam się znaleźć sklep otwarty i nie mieliśmy nic ze sobą, żadnego jedzenia, więc ja szybko wpadłam tam na jakieś małe zakupy. Ludzie kupowali po dziesięć zgrzewek wody - dodaje Polka.
Ludzie na Hawajach utknęli w samochodach
W chwili rozmowy Polka przebywała w samochodzie, ponieważ, jak relacjonuje, władze nakazały wszystkim pozostać w miejscach, w których obecnie przebywają.
Jesteśmy zaparkowani wszyscy pod szkołą, która jest zamknięta. Nie ma gdzie się ruszyć, a do hotelu nie możemy wrócić. Na końcu ulicy stoi policja – pilnują, żeby wszyscy zostali w miejscu. Nie ma gdzie iść do łazienki, dobrze, że mamy wodę i jakieś batoniki, banany, które udało mi się kupić w sklepie - relacjonuje o2.pl Dominika Rausch.
Loty na wyspę Kaua'i zostały przekierowane na inne lotniska, a na stacjach benzynowych stworzyły się ogromne kolejki.
W radiu słyszymy, że przekierowano loty na inne lotniska. Dobrze, że mamy paliwo w samochodzie, bo niby nie było paniki, ale przez korki na wyspie wszyscy tankowali samochody. Były ogromne kolejki do stacji paliw. Siedzimy bezpiecznie w samochodzie, ale no ile można? Co chwila słyszymy w radiu: "czekamy na dalsze informacje", "zostańcie tam, gdzie jesteście".
Dom Polki znajduje się na wyspie, gdzie zagrożenie jest największe. - Mieszkamy obok Kailua, nasze osiedle znalazło się w tej strefie największego zagrożenia. Bałam się, że woda dotknie naszego domu, ale nic jak na razie nie słyszałam od sąsiadów, więc powiedzmy, że jest ok - dodaje.
Karol Osiński, dziennikarz o2.pl.