Przeszli dla zabitej Klaudii. Nie chcą migrantów. Padły mocne słowa
Marsz milczenia dla zamordowanej Klaudii przeszedł przez Toruń. Według organizatorów wzięło w nim udział nawet 10 tys. osób. Uczestnicy nie ukrywali swoich antyimigranckich nastrojów. - Powinniśmy ograniczyć napływ obcokrajowców do Polski. Nie chcę w ogóle nielegalnych migrantów - mówi o2.pl jedna z kobiet obecnych na manifestacji.
Klaudia K. zmarła 27 czerwca w Szpitalu Miejskim w Toruniu. Kobieta przez dwa tygodnie walczyła o życie po ataku, do którego doszło w nocy z 11 na 12 czerwca. To wtedy, w toruńskim Parku Glazja napadł na nią 19-letni Wenezuelczyk Yomeykert R.-S.
Wydarzenie poruszyło mieszkańców Torunia, ale też zmobilizowało regionalne środowiska narodowe. Po śmierci Klaudii K. w ciągu kilku godzin zorganizowano tzw. marsz milczenia. Ten odbył się w niedzielę (6 lipca) o godz. 15:00.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ich mieszkania spłonęły. "Człowiek złapał tylko to, co miał pod ręką"
Według organizatorów, marsz miał być "milczącym upamiętnieniem tragicznie zmarłej Klaudii". Wielu uczestników nie ukrywała jednak, że celem manifestacji było też zaakcentowanie antyimigranckich nastrojów. Widać to było na wielu transparentach.
Mam wnuczki, chcę, żeby czuły się bezpiecznie. Uważam, że powinniśmy ograniczyć napływ obcokrajowców do Polski. Nie chcę w ogóle nielegalnych migrantów - mówi Jadwiga, emerytka z Torunia. Kobieta nie chciała podać swojego nazwiska.
Uczestniczka marszu wskazała, że "nie chce osób, które są innej wiary niż katolickiej, Afrykańczyków i muzułmanów". Zaznaczyła jednak, że nie ma nic przeciwko "pracującym obcokrajowcom, jak matka tego Wenezuelczyka".
Niektórzy maszerujący mieli transparenty domagające się kary śmierci. W rozmowie z o2.pl podkreślali jednak, że nie są przeciwnikami migracji. - Zło jest złem - mówi nam jeden z uczestników manifestacji.
W żadnym wypadku nie jestem tutaj z pobudek ksenofobicznych. Należy nazywać po prostu zło po imieniu. Nie, nie tylko obcokrajowcy są źli. Ja bym przyszedł na taki marsz, niezależnie od tego, kto wyrządziłby tę straszną zbrodnię - tłumaczy jeden z mężczyzn, trzymający transparent z napisem "kara śmierci".
Na manifestacji byli ludzie związani z różnymi środowiskami. Większość to torunianie o skrajnie prawicowych poglądach. Nie zabrakło jednak osób przyjezdnych (kilka autokarów z Gdańska), członków klubów "Gazety Polskiej". Wśród tłumu pojawiały się również osoby o poglądach liberalnych.
Sam marsz przebiegł spokojnie. Po rozpoczęciu ok. 40-minutowego przemarszu uczestnicy nie chcieli już rozmawiać z mediami. Wiele osób w całkowitym milczeniu przeszła drogę z centrum Torunia do Parku Glazja.
Na koniec organizatorzy wkopali krzyż upamiętniający atak, do którego doszło na 24-letnią Klaudię K. Odśpiewano hymn i odmówiono modlitwę. Po zakończeniu tego fragmentu uczestnicy zaczęli rozchodzić się do domów. Część ustawiała znicze w miejscu ataku.
Dopiero wtedy pojawiły się pierwsze, wyraźne akcenty polityczne. Środowiska narodowe zachęcały do wstąpienia do tzw. straży obywatelskich i uczestnictwa w patrolach obywatelskich, rozdając m.in. ulotki.
Narodowcy zachęcali również początkowo, aby udać się z nimi do miejscowości Nowe (pow. świecki), gdzie wczoraj z rąk Kolumbijczyka zginął 41-letni mężczyzna. Zrezygnowali jednak z tego pomysłu. Jak nieoficjalnie udało nam się ustalić, wszystko przez niespokojne nastroje w miejscowości i ryzyko starć ze służbami porządkowymi.
Policja wskazuje, że w wydarzeniu wzięło udział kilka tysięcy osób. Organizatorzy podają większe liczby.
W marszu wzięło udział ok. 10 tys. osób - mówi o2.pl Przemysław Binkowski, organizator i szef regionalnych struktur Ruchu Narodowego.
Marsz w Toruniu przebiegł bez większych incydentów. Doszło zaledwie do kilku starć słownych między uczestnikami, a kobietą, która stała pod Parkiem Glazja z transparentem, w którym wypisała imiona ofiar kobiet, zamordowanych przez Polaków w ostatnich kilku latach.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl