Tragiczne Boże Narodzenie. W Tryńczy utopiło się pięć młodych osób

195

W 2017 roku Boże Narodzenie nie było radosne. Dokładnie sześć lat temu do Wisłoka na terenie Tryńczy wpadło osobowe tico, którym jechało pięć osób - trzy nastolatki i ich dwóch niewiele starszych kolegów. Ofiary nie były w stanie wydostać się ze śmiertelnej pułapki. Zatopiony wrak z pięcioma ciałami odnaleziono dopiero kilka dni później.

Tragiczne Boże Narodzenie. W Tryńczy utopiło się pięć młodych osób
Wrak wydobyty z Wisłoka (PAP, Darek Delmanowicz)

Tragedia rozegrała się w pierwszy dzień Bożego Narodzenia 2017 roku. 19-letnia Klaudia, 18-letnia Dominika i jej 16-letnia siostra Anna oraz 27-letni Bogusław i 24-letni Sławomira postanowili spotkać się w ten świąteczny wieczór. Wszyscy pochodzili z małej podkarpackiej miejscowości Tryńcza i jej okolic, znali się od dawna.

To miał być radosny świąteczny wieczór

Grupa wsiadła do samochodu jednego z mężczyzn i ruszyła na przejażdżkę. Mężczyźni po raz ostatni byli widziani około godziny 20:30 na stacji benzynowej w pobliskiej Wólce Małkowej. Mieli zachowywać się normalnie, zapłacić za zatankowane paliwo i odjechać. Według świadków wówczas nastolatek z nimi nie było.

Godzinę później z dziewczynami kontaktował się ich kolega. Nastolatki miały go poinformować, że wracają już z przejażdżki do swoich domów. Tak się jednak nie stało. Od tego momentu słuch po nich zaginął.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Śmierć nastolatki w Andrychowie. "Poważne błędy policji"

Rodzice dziewczyn zaczęli się niepokoić ich nieobecnością. Początkowo wszczęli poszukiwania na własną rękę, a gdy te nie nie przyniosły żadnych skutków, zgłosili zaginięcie na policję. Już na drugi dzień służby wszczęły poszukiwania na szeroką skalę. W akcji brało udział prawie 200 osób, w tym nurkowie z sonarami, psy tropiące, a nawet jasnowidz.

Już na drugi dzień służby rozpoczęły poszukiwania na szeroką skalę. W akcji brało udział prawie 200 osób, w tym nurkowie z sonarami, psy tropiące, a nawet jasnowidz.

Policji udało się ustalić, że późnym wieczorem 25 grudnia w okolicy mostu na Wisłoku w Tryńczy nastąpiło wylogowanie telefonów dziewczyn z sieci. To był jednak jeden z niewielu tropów w sprawie. Przełom nastąpił dopiero 29 grudnia.

Z rzeki wyłowiono samochód

Po czterech dniach poszukiwań na dnie Wisłoka w okolicy wspomnianego mostu nurkowie odnaleźli fioletowe osobowe daewoo tico. Warunki były bardzo trudne, specjaliści musieli kilkukrotnie schodzić pod wodę, by wyciągnąć pojazd na brzeg.

Była to najtrudniejsza akcja, z jaką się spotkałem podczas całej swojej służby. Silny nurt i słaba widoczność uniemożliwiały płetwonurkom sprawną pracę. Istniało cały czas prawdopodobieństwo, że nurkowie będą w niebezpieczeństwie - komentował Marcin Lachnik ze straży pożarnej w Przemyślu podczas konferencji prasowej.

Wewnątrz wyłowionego samochodu znajdowało się pięć ciał. Niestety, pesymistyczne przewidywania śledczych okazały się słuszne. Podkarpacka policja potwierdziła, że ciała należały do zaginionej grupy młodzieńców.

Zwłoki poddano sekcji. Na żadnych z nich nie odnotowano poważniejszych obrażeń. Cała piątka utonęła.

Badanie wykazało, że w chwili wypadku mężczyźni znajdowali się pod wpływem alkoholu, we krwi obu wykryto prawie 2 promile. Dziewczyny były trzeźwe. W organizmie żadnej z tych pięciu osób nie wykryto środków odurzających.

Wiele pytań, mało odpowiedzi

Po tragedii pojawiło się wiele spekulacji. Pod wątpliwość poddawano stan drogi, z której auto wpadło do wody. Za prawdopodobną przyczynę wypadku uznawano też nadmierną prędkość.

W internecie rozpoczął się swego rodzaju lincz na Bogusława i Sławomira, których obwiniano za spowodowanie wypadku. Inne zdanie mieli ich rodzina i znajomi. Jeden z mężczyzn był strażakiem, drugi mechanikiem i obaj mieli się cieszyć sympatią w otoczeniu.

Znam obu chłopaków od podstawówki i nie wyobrażam sobie, że oni mieliby się przyczynić do wypadku. Spędziłem z nimi dużo czasu, zresztą historia jest tak długa, że brakłoby czasu na opowiadanie. Prawdą jest to, że były wtedy złe warunki atmosferyczne i mogło dojść po prostu do jakiejś pomyłki podczas kierowania - mówił Wirtualnej Polsce brat jednej z ofiar, 19-letniej Klaudii.
Znałem ich od urodzenia. Byli pomocni i zaangażowani - dodał z kolei prezes OSP Ubieszyn Zdzisław Kulpa.

Śledztwo zostało umorzone

Prokuratura Okręgowa w Przemyślu wszczęła śledztwo w kierunku spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Oględziny na miejscu zdarzenia wykazały, że pojazd przed wjechaniem do rzeki dachował. W nocy, kiedy doszło do wypadku, padał deszcz i był przymrozek, prawdopodobnie nawierzchnia była śliska.

Na początku kwietnia 2019 roku prokuratura przekazała, że śledztwo w sprawie zostało umorzone.

Nie ustalono świadków zdarzenia, wykluczono udział osób trzecich w wypadku, a ciała wewnątrz samochodu na skutek wypadku przemieściły się i opinia z badań śladów biologicznych jednoznacznie nie wskazała, która z ofiar mogła być kierowcą. Nie ustalił tego także biegły - przekazała portalowi nowiny24.pl Beata Starzecka, zastępca prokuratora okręgowego w Przemyślu.

W miejscu tragedii stoi krzyż

Na początku 2018 roku dzień po dniu odbywały się pogrzeby każdej z ofiar. Na cmentarzu pojawiły się tłumy żałobników. W uroczystościach brały udział też strażacy z Tryńczy i ratownicy, którzy brali udział w dramatycznej akcji.

Dzisiaj w miejscu tragedii stoi duży krzyż. Rodziny ofiar modlą się tam, zapalają znicze i zostawiają kwiaty.

Trwa ładowanie wpisu:facebook
Autor: SSŃ
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić