Bogdan Andrushchenko
Bogdan Andrushchenko| 
aktualizacja 

Uciekła z Buczy. "Rosjanie są z tego dumni. Dumni! Rozumie pan?"

Daryna Hładun spędziła w Buczy 5 ostatnich lat. Miasto opuściła tuż przed wkroczeniem rosyjskich wojsk, które w podkijowskiej miejscowości dokonały ludobójstwa. Zbrodnia wstrząsnęła światem. - Do Ukrainy przybyła armia katów, rabusiów i gwałcicieli, którzy są dumni ze swoich zbrodni. Są dumni! Rozumie pan? - mówi Hładun w rozmowie z o2.pl.

Uciekła z Buczy. "Rosjanie są z tego dumni. Dumni! Rozumie pan?"
Darynie Gladun udało się wyjechać z Buczy w pierwszych dniach inwazji (Daryna Gladun, Facebook, Anastasia Mantach)

Daryna Hładun jest młodą poetką. Do niedawna mieszkała w Buczy - miejscowości, z której istnienia jeszcze dwa miesiące temu mało kto zdawał sobie sprawę. Wszystko się zmieniło pod koniec lutego. Od pierwszych dni inwazji Rosji na Ukrainę Bucza była regularnie atakowana przez najeźdźców, którzy chcieli za wszelką cenę dostać się do Kijowa.

Daryna szybko zrozumiała, że trzeba uciekać z miejscowości, którą kocha. Już przebywając w bezpiecznym miejscu, dowiedziała się, że Rosjanie zajęli blok, w którym mieszkała. Później sąsiedzi przesłali zdjęcia jej zniszczonego mieszkania.

O wojnie Daryna pisze w swoich wierszach, które - jak sama mówi - przypominają poetycki pamiętnik. Poezja Daryny tłumaczona jest na wiele języków, w tym polski. Niedawno jej wiersze opublikował popularny internetowy magazyn kulturalny "Dwutygodnik". O Buczy — przed wojną i podczas wojny — poetka opowiedziała o2.pl.

Bogdan Andrushchenko: Ktoś z pani krewnych i znajomych przebywa obecnie w Buczy? Co mówią, zwłaszcza po wyzwoleniu miasta?

Daryna Hładun: Wszyscy nasi znajomi opuścili Buczę zielonymi korytarzami do 20 marca. Zostali sąsiedzi. Mówią, że nie ma prądu, gazu ani wody. Że ktoś śpi w domu, ktoś w piwnicy. Wszędzie jest bardzo zimno. Jedzenie gotują na ogniu. Blok, w którym mieszkałam, był zajęty przez Rosjan.

Mówią, że jedna z kobiet uciekła po tym, jak rosyjscy żołnierze zaczęli sugerować jej seks. Okupanci mieszkali na niższych kondygnacjach. Drzwi we wszystkich mieszkaniach zostały wycięte. Mieszkania zostały splądrowane. Sprzęt, którego nie udało się zabrać, Rosjanie zniszczyli albo zdewastowali.

Około 10 marca w mediach społecznościowych pojawiło się nagranie, na którym było widać, jak ktoś chowa cywilów w czarnych workach na terenie kościoła. Ale nie powiedzieli dokładnie, jak zginęli ci ludzie. W mediach pojawiły się również doniesienia o zwłokach cywilów na ulicach i spontanicznych pochówkach na podwórkach.

A jak wygląda teraz sytuacja w mieście?

Sąsiedzi bardzo sobie pomagają: naprawiają drzwi, uszczelniają wybite okna folią. Wszyscy sprzątają klatki schodowe i pomieszczenia ogólnodostępne. W blokach znaleziono kilka zaminowanych miejsc.

Jak żyło się w Buczy przed wojną?

To było piękne miasto! Było dużo dzieci, dużo kwiatów, czyste powietrze, piękny park. Mieszkałam tam przez pięć lat i naprawdę mi się podobało. Infrastruktura ciągle się rozwijała. Rok temu otworzyli McDonald's, kilka miesięcy temu - duże centrum handlowe, a wkrótce planowali otworzyć basen.

Uwielbiam spacerować, a tam wszędzie było blisko, dla mnie to miejsce były idealne. Do pracy miałam 20 minut na piechotę. Do Kijowa tylko pół godziny pociągiem. Bucza była bardzo przytulnym miejscem.

Trwa ładowanie wpisu:facebook

Wszystko się zmieniło 24 lutego, kiedy Rosja najechała na Ukrainę. Jak wyglądał dla pani początek tej wojny?

Dowiedziałam się o wszystkim od poety Lesyka Panasiuka. W czwartek miałam wolny dzień i planowałam się wyspać. Ale wkrótce po 9 rano przybył Lesyk i powiedział, że Rosja rozpoczęła inwazję na pełną skalę.

Poszliśmy wypłacić gotówkę z bankomatu. Staliśmy w kolejce, kiedy nagle usłyszeliśmy, że coś leci bardzo nisko. Niebo było zachmurzone, nie widzieliśmy więc, co to dokładnie było. Potem usłyszeliśmy wybuchy. Ludzie w kolejce od razu zaczęli mówić, że Rosjanie najprawdopodobniej bombardują Hostomel [miejscowość, w której znajduje się lotnisko wojskowe - przyp. red.]

Dziewczynka mająca jakieś 10 lat zadzwoniła do kogoś i powiedziała, że ​​płonie tamtejsze lotnisko. Powiedziałam, że nie chcę zginąć, czekając w kolejce do bankomatu. I poszliśmy.

Kiedy zdecydowała pani, że trzeba opuścić Buczę?

Pomogłam Lesykowi przenieść rzeczy do mojego mieszkania, które jest trochę bardziej oddalone od Hostomla. Kiedy pakowaliśmy książki, słyszeliśmy wybuchy i strzały. Nie wiedzieliśmy wtedy, gdzie dokładnie to wszystko się działo.

Wydawało się, że strzelają bardzo blisko, jakby to było dosłownie za ścianą. To mogło oznaczać tylko jedno: Rosjanie będą próbowali zająć Hostomel. A może również Buczę. Nie było jasne, ile mamy czasu.

Przenieśliśmy z Lesykiem rzeczy i od razu zaczęliśmy się pakować. Kilka razy lotnisko było ostrzeliwane z nieba. Ale były też godziny, kiedy było spokojniej. Był już prawie wieczór, mama ciągle dzwoniła i prosiła, żebym jechała do nich, ponieważ u nich wówczas nie było żadnych ostrzałów. Przygotowaliśmy z Lesykiem kolację i rozmawialiśmy, że może lepiej zostać przynajmniej do rana.

Nagle obok okna przeleciał myśliwiec. Leciał bardzo nisko. Udało nam dokładnie go zobaczyć. Wtedy zdecydowaliśmy, że powinniśmy wyjechać.

Jak zdołaliście to zrobić?

Nie posiadaliśmy własnego transportu. Nie wiedzieliśmy, które obszary są bezpieczne, ale z grubsza wiedzieliśmy, gdzie dokładnie jest front. Postanowiliśmy pojechać pociągiem na najdalszą stację.

A potem — na piechotę lub, jeśli się uda, autostopem. Jechaliśmy w drugą stronę od Kijowa, bo wiedzieliśmy, że front pójdzie od strony północy i Rosjanie spróbują zająć Kijów. Pociągi nie jeździły zgodnie z rozkładem. Wszystkie były opóźnione. Czekając, słyszeliśmy wybuchy i strzały i mieliśmy nadzieję, że najeźdźcy nie dotrą tutaj zbyt szybko.

Ze stacji Bucza dotarliśmy do stacji Teteriw. Stamtąd poszliśmy do wsi w obwodzie żytomierskim, tuż obok granicy z Białorusią. Tam dobrzy ludzie nas nakarmili i dali nam schronienie na noc. Rano dotarliśmy do najbliższej asfaltowej drogi. Idąc przez las, słyszeliśmy wybuchy – tuż obok był front Dymer-Iwankiw.

Nie rozumieliśmy, jak daleko jest on od nas, jak szybko i w jakim kierunku poruszają się żołnierze. Wydawało się, że za moment zaatakuje nas czołg. Ale na szczęście tak się nie stało. W końcu dotarliśmy do drogi. Jechaliśmy autostopem. Mieliśmy szczęście – zabrały nas w sumie cztery samochody, na żaden nie czekaliśmy dłużej niż 10 minut.

Z Żytomierza pojechaliśmy marszrutką. Była to jedyna marszrutka tego dnia w kierunku, który nas interesował. Przyjechaliśmy do Żytomierza pół godziny przed tym, jak wyjechała. Drogi właśnie zostały otwarte po bombardowaniu. Jechaliśmy na stojąco. Minęliśmy Starokostiantyniw [miasto w obwodzie chmielnickim], a zaledwie pół godziny później został zbombardowany.

Wojna trwa już ponad miesiąc. Rosjanie w tym czasie dopuścili się wielu zbrodni wojennych, włącznie z ludobójstwem cywilów w Buczy i innych miastach. Co panią w tym wszystkim najbardziej szokuje?

To, że to się w ogóle dzieje. To, że w 2022 roku do Ukrainy przybyła armia katów, rabusiów i gwałcicieli, którzy są dumni (!) ze swoich zbrodni i chwalą się liczbą łupów, liczbą zabitych i zgwałconych. Są dumni! Rozumie pan? Dumni z tego, że rabują, zabijają i gwałcą.

Ale tak naprawdę największe wrażenie zrobiła na mnie chyba moja ciotka, siostra mojej mamy. To Ukrainka od pradziadka, mieszka pod Petersburgiem i uważa się za Rosjankę. Pierwszego dnia wojny zadzwoniła do rodziców (moich dziadków) i powiedziała, że ​​to wszystko nieprawda. Że media ich okłamują. Moja mama powiedziała mi o tym przez telefon. Potem zadzwoniłam do dziadków i powiedziałam: "To wszystko prawda. Z okna widzę słup dymu z lotniska Hostomel. Mamy wojnę".

Pisze pani o wojnie w swoich wierszach, które stały się popularne w wielu krajach, w tym w Polsce. Jak na pani pracę reagują ludzie?

Różnie, przeważnie aprobują. Ale czasami słyszę, że któryś mój tekst jest napisany zbyt bezpośrednio. Albo że "teraz tylko autor z Ukrainy mógł to napisać". Zwykle moje teksty leżą przez kilka miesięcy przed publikacją w dowolnym miejscu. Wielokrotnie je edytuję. A teraz udostępniam to prawie na surowo.

Uważam je za swój własny poetycki pamiętnik. Ma więcej wspólnego z artykułami dziennikarzy niż z tekstami, które zwykle piszę. Ale czas wymaga działania. Moje działanie to słowo.

Napisała pani na Facebooku, że planuje w przyszłości otworzyć w mieszkaniu rezydencję dla pisarzy i tłumaczy. Jakie jeszcze plany po zwycięstwie Ukrainy?

Planuję odebrać mojego kota. Obecnie mieszka z rodzicami.

Trwa ładowanie wpisu:facebook
Zobacz także: Bucza nagrana z drona. Wideo ma być kolejnym dowodem zbrodni Rosjan
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić