Ukraińcy szkolili się w Polsce i narzekają. "Jak z 1410 roku"
Rok 1410? A może wspomnienia z misji w Iraku i Afganistanie? Ukraińscy żołnierze, którzy przeszli przez polskie programy szkoleniowe, dzielą się swoimi wrażeniami na temat przygotowania bojowego polskiej armii. Nie są to dobre informacje dla Polaków.
Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę wiele ukraińskich żołnierzy trafia na szkolenia w Polsce — wykorzystując polskie ośrodki, instruktorów i poligony. Choć to wsparcie sojusznicze, część uczestników takich kursów nie jest zadowolona.
Według relacji BBC i innych źródeł, żołnierze podnoszą poważne zarzuty co do metodyki, przestarzałych podręczników oraz braku przygotowania do nowoczesnej wojny, prowadzonej z wykorzystaniem dronów.
Żołnierze zwracają uwagę, że scenariusze szkoleniowe są nieadekwatne do współczesnego konfliktu. Manewry prowadzone są według wzorców wykorzystywanych przez NATO w Iraku czy Afganistanie, które - ich zdaniem - nie odzwierciedlają realiów starć z Rosją.
Czy Ukraina walczy za Polskę? Ekspert tłumaczy: to jest bzdura
Kurs przetrwania uczy korzystania z papierowych map, podczas gdy w rzeczywistości na froncie ukraińskim większość nawigacji opiera się na urządzeniach cyfrowych, takich jak telefony czy tablet.
Ukraińskie BBC relacjonuje sytuację z jednego ze szkoleń, gdy polski instruktor zakładał przejazd czterech transporterów opancerzonych przez most. Na uwagę ukraińskiego żołnierza, że przeprawa może zostać zniszczona, instruktor miał odparować z dumą, że "nasze transportery pływają".
Jak opisało BBC, na sali zapanowała "niezręczna cisza", a ponad połowę słuchaczy stanowili marines po operacji w Krynkach. Wszyscy mieli mieć świadomość, że wolne poruszanie się w wodzie wystawia pojazdy na atak dronów.
Według BBC ten epizod ma ilustrować szerszy problem: szkolenia prowadzone są według scenariuszy NATO z Iraku i Afganistanu, gdzie bezzałogowce nie odgrywały jeszcze roli. Dopiero na początku października w Polsce otwarto poligon dronów "Jomsborg" sfinansowany z norweskich środków. Inny uczestnik oceniał, że część zajęć przypomina "podręczniki grunwaldzkie z 1410 r.".
BBC przytacza wypowiedź dowódcy batalionu jednej z brygad szturmowych, majora o pseudonimie "Eighteen". Opisał kurs dostosowawczy w Polsce w 2024 r., gdzie rekruci mogli wybrać specjalizacje: strzelców wyborowych, inżynierów, operatorów BSP i załogi BWP.
Szkolili instruktorzy z Polski, Czech i Ukrainy. Program Polaków i Czechów ma być zgodny ze standardami NATO, ale, jak mówi "Eighteen", uczyli tego, czego żołnierz ukraiński "nie zobaczy w boju".
Major wskazał, że strona polska miała szkolić operatorów bezzałogowców, jednak faktycznie zapewniła głównie infrastrukturę. - Na szczęście mieliśmy 12-15 dronów Mavic i jednego doświadczonego pilota - wspominał. Ostatecznie szkolenie poprowadzili czeski instruktor i ukraiński major.
BBC cytuje też żołnierza o pseudonimie "Knuckles", który przyjechał do Polski na początku 2025 r., by zdobyć stopień sierżanta i przygotować się do dowodzenia plutonem.
Po pierwszym tygodniu dzwoniłem już do dowódcy, żeby mnie stąd zabrał. Powiedziałem, że sam wsiądę do autobusu i przyjadę. To było bardzo nietypowe - relacjonował, tłumacząc, że nie zgadzał się z częścią treści.
Na kursie przetrwania uczono pracy z papierowymi mapami, gdy na froncie od ponad 3,5 roku korzystał z map w telefonie lub tablecie.
Jak opisywał, także szturmy okopów i działania w terenie zabudowanym były nauczane w realiach sprzed dwóch dekad.
Chcą latać czołgami i Humvee tuż pod okopem. Powiedzieliśmy im, że to już tak nie działa. Teraz już się tego nie robi. Zakłada się "kikimorę" (kombinezon kamuflażowy) albo pelerynę termoizolacyjną, żeby być jak najbardziej niewidocznym, i idzie się na miejsce pieszo - mówił.
Polska odpowiada Ukraińcom
Polskie Ministerstwo Obrony Narodowej w odpowiedzi dla BBC News Ukraine wskazało, że nie odnotowało zastrzeżeń z Kijowa.
Informujemy, że nie otrzymaliśmy żadnych sygnałów wskazujących na to, że programy szkoleniowe nie odpowiadają potrzebom strony ukraińskiej -napisał resort.