Żony żołnierzy mają dość. Rzucą wyzwanie Putinowi?

- 2024 rokiem rodziny? Zwróćcie zmobilizowanych ich rodzinom - zażądały w Moskwie żony żołnierzy walczących w Ukrainie, które ponownie domagały się powrotu najbliższych do domów. Władimir Putin i jego ludzie mają powody do obaw?

Żony żołnierzy mają dość. Rzucą wyzwanie Putinowi?
Żony i matki rosyjskich żołnierzy znów zaprotestowały przeciw decyzjom władz (Telegram)

Na początku listopada w największych miastach Rosji żony zmobilizowanych i wysłanych na front żołnierzy zdecydowały się na protest przeciw polityce władz. Zorganizowało go stowarzyszenie "Put’ domoj", czyli "Droga do domu". Żony oraz matki żołnierzy zażądały powrotu bliskich do domów, władze wysłały przeciw nim policję.

Teraz "Droga do domu" znów dała o sobie znać. Kobiety złożyły kwiaty pod grobem nieznanego żołnierza w Moskwie, a potem przeprowadziły pokojowe pikiety pod siedzibą rosyjskiego Ministerstwa Obrony. Odważne i bardzo zdesperowane zarazem są żony i matki żołnierzy, nie wahają się przeciwstawić władzom, które takich występów nie lubią.

Pod broń i do Ukrainy tej jesieni powołano nawet 500 tysięcy mężczyzn z całej Rosji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Brawurowe manewry pilotów. Przelecieli tuż nad głowami kierowców

Władimir Putin i jego doradcy mają teraz do rozwiązania problem, z którym dawno się nie mierzyli. Gdy w listopadzie żony oraz matki żołnierzy wystąpiły otwarcie przeciw władzom, ocenili źle ich intencje. Pojawiły się głosy, że nie czekają na swoich mężczyzn, ale na pieniądze od MON. Putin nakazał więc pilną wypłatę zaległych środków.

"The Times" informował wówczas, że urzędnicy zostali poinstruowani prosto z Kremla, co mają robić, by zapobiec rozprzestrzenianiu się protestów. Powiedziano im to na specjalnej konferencji wprost. "Przekonajcie je, obiecajcie, zapłaćcie im. Zróbcie cokolwiek, byleby nie wyszły na ulicę. W jakiejkolwiek liczbie" - apelowały władze.

Jak się teraz okazuje, bardzo błędnie ludzie Putina ocenili motywację rosyjskich kobiet.

Podczas poprzednich krwawych konfliktów - w Afganistanie oraz Czeczenii - podobne ruchy przyczyniły się do wzrostu społecznego niezadowolenia z wojny. Władze musiały się z nimi liczyć.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Czy tym razem będzie podobnie? Wybory w Rosji odbędą się już w połowie marca, a Władimir Putin lęka się wszelkich przejawów oporu czy społecznego niezadowolenia. Tymczasem "Droga do domu" na Telegramie opublikowała manifest oraz instrukcję wysyłania petycji do prezydenta i zamierza twardo walczyć o swoje.

Dziennikarka niezależnego serwisu "Wiorstka" Darja Kuczerienko uważa, że kobiety czują się oszukane, bo obiecywano im, że mężowie idą na wojnę i szybko wrócą. A niektórzy są poza domami już dwa lata. Do tego, jak oceniają niezależni eksperci, powołano pod broń ponad 500 tysięcy rezerwistów. Za nimi stoją żony, matki i rodziny.

Warto pamiętać, że w Rosji nie wolno oficjalnie kwestionować sensu "specjalnej operacji wojskowej" i nie wolno krytykować za jej przebieg władz.

Przedłużające się w nieskończoność misje personelu bojowego bez rotacji są coraz częściej postrzegane jako niemożliwe do wykonania zarówno przez samych żołnierzy, jak i ich krewnych - apelowały kobiety jesienią.

Według ośrodka badania opinii publicznej Centrum Lewady, jeszcze niedawno Władimira Putina popierało 82 procent Rosjan. Tak samo jego "specjalną operację wojskową". W wyborach nie grozi mu żadne poważne niebezpieczeństwo, bo opozycja jest od dawna tłumiona, a media znajdują są pod kontrolą - ocenia Instytut Studiów nad Wojną.

Ale masakra na froncie i ogromne straty, a do tego zmęczenie rodaków wojną mogą obrócić się przeciw prezydentowi. Nawet wtedy, gdy znów pewnie wygra wybory.

Autor: KGŁ
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić