Iwona Wieczorek. Dziennikarz śledczy: Śledztwo prowadzone tak, by nic nie wyjaśniło

76

W nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku zaginęła Iwona Wieczorek. Mimo lat poszukiwań, wielu teorii - nadal nie udało się ustalić, co przydarzyło się 19-latce. O tej sprawie, a także innych śledztwach opowiada dziennikarz Janusz Szostak.

Iwona Wieczorek. Dziennikarz śledczy: Śledztwo prowadzone tak, by nic nie wyjaśniło
(Archiwum prywatne)

Zajmuje się pan tematyką kryminalną - jako dziennikarz i autor książek oraz jako założyciel i prezes fundacji Na Tropie, której celem jest wsparcie policji i rodzin w poszukiwaniach osób zaginionych oraz niesienie pomocy ofiarom przestępstw. Co Pana zainspirowało do założenia fundacji?

To było przy okazji sprawy Iwony Wieczorek, którą zresztą dość późno się zainteresowałem bo dopiero w 2013 roku. Badając tę sprawę zauważyłem, że bliscy zaginionej 19-latki pozostali bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony policji czy też innych służb.

Natomiast stali się obiektem zainteresowania osób, które na tej sprawie chciały zarobić, różnego rodzaju szarlatanów oraz detektywów. Później zwróciłem uwagę na inne podobne sprawy związane z zaginięciami, które trafiały do mojej redakcji magazynu "Reporter”, i tam również ten schemat się powtarzał: rodziny zaginionych były zdane właściwie tylko na siebie, nie było nikogo, kto chciałby ich wesprzeć.

Pomyślałem, że warto byłoby stworzyć organizację, która będzie pomagać czynnie w przypadku zaginięcia i wspierać rodziny zaginionych oraz ofiary tego typu przestępstw. Tak zrodziła się idea Fundacji Na Tropie.

Fundacja zajmowała się wieloma sprawami, w tym zaginięciami Iwony Wieczorek i Ewy Tylman. Czy może się Pan podzielić jakąś ogólną refleksją na temat działań policji i prokuratury w przypadku tych zaginięć?

Według mnie w obu w tych przypadkach śledztwa były prowadzone tak, aby nigdy się nie wyjaśniły. Aby prawda o tym co się stało, nie dotarła do opinii społecznej. Na szczęście nie do końca to się udało i być może wkrótce poznamy prawdę o obu tych niewyjaśnionych do końca sprawach.

Jakie poszukiwania prowadzą państwo obecnie?

Jest ich bardzo wiele. Zajmujemy się zwykle sprawami beznadziejnymi, to znaczy takimi które wydarzyły się przed wieloma laty i trudno dotrzeć do jakichkolwiek śladów.

Tych spraw jest dużo, między innymi zaginięcie w 1997 roku 10-letniej Andżeliki Rutkowskiej czy Marzeny Cichockiej - zaginionej dwa lata później 22-letniej mieszkanki Sochaczewa.

Od kilku tygodni szukamy także szczątków Joanny Gibner, 23-latki, która została zamordowana i utopiona przez męża w 1996 roku w jeziorze pod Olsztynem. Pracujemy też nad sprawą Dominiki Paćkowskiej, 17-latki z Płocka, która wyszła z domu w Wielki Piątek 2015 roku i prawdopodobnie utopiła się w Wiśle.

Zajmujemy się także zaginięciem Kingi Kozak, która zniknęła w sierpniu ubiegłego roku, a dzień po tym jej mąż popełnił samobójstwo. Takich spraw jest dużo więcej, jako że nasi wolontariusze, których mamy we wszystkich regionach Polski, prowadzą wiele z nich we własnym zakresie, jak choćby sprawę Adriana Dudka, zaginionego w grudniu ubiegłego roku rapera z Brodnicy.

Pana aktywność jako prezesa Fundacji i dziennikarza wymaga nawiązywania relacji z rodzinami ofiar, ogarniętymi rozpaczą, bezradnymi w obliczu nieszczęścia, samotnymi. Jak udaje się Panu udźwignąć bezmiar nieszczęścia?

Rozmowy z bliskimi zaginionych, to jest najtrudniejsze w tej pracy. Pozostają one na długo w mojej pamięci. W ich czasie muszę bowiem, mimo rozpaczy bliskich zaginionej osoby, wydobyć z nich jak najwięcej informacji. Często są to bardzo intymne wiadomości.

Staram się też pocieszyć, wesprzeć słowem, bo jest to bardzo istotne dla tych osób. Niestety, niekiedy są też takie sytuacje, że muszę odmówić pomocy, gdyż nie jestem w stanie podjąć się jakiegoś określonego zadania. To są dla nas najbardziej bolesne chwile, gdy nie możemy pomóc.

Ostatnio zwróciła się do nas o pomoc mama Bruno Muschalika, studenta z Karkowa, zaginionego w Indiach. Niestety, nie posiadamy ani środków, ani jakichkolwiek możliwości, żeby podjąć działania w tamtym rejonie. Właśnie najtrudniej jest mi odmawiać pomocy.

Kontaktuje się Pan również z potencjalnymi sprawcami lub ich otoczeniem. Jakie emocje Panu towarzyszą?

Ja nie kieruję się w tej mojej aktywności emocjami. Staram się dotrzeć do prawdy, a emocje temu nie sprzyjają. Niekiedy dzięki temu udaje mi się nakłonić do zwierzeń nawet najbardziej zdeklarowanych przestępców, co niekiedy pomaga rozwikłać jakąś sprawę.

Miał pan kiedyś poczucie, że może być pan sam poważnie zagrożony, bo za bardzo zbliżył się pan do prawdy, staje na drodze czyimś interesom. Musi pan radzić sobie z naciskami i groźbami?

W ostatnich latach zdarza to się coraz rzadziej. Chociaż miałem przypadek, ze zabito mi psa i wiem, że zrobili to przestępcy po moich publikacjach. Sporo takich zdarzeń miałem w latach 90.

Zajmowałem się między innymi ludźmi, którzy prawdopodobnie stoją za zabójstwem Jarosława Ziętary. Ja miałem więcej szczęścia, gdyż zniszczono mi tylko samochód. Podejmując się takiej działalności trzeba liczyć się z tym, że nie wszystkim będzie ona na rękę. Ja to biorę pod uwagę i zachowuję odpowiednie środki bezpieczeństwa.

Fundacja działa od 2016 roku, ale w dziennikarstwie śledczym specjalizuje się pan od wielu lat. Co dla pana jako dziennikarza śledczego jest najważniejsze? Prawda, wydarzenia, adrenalina, a może człowiek... Innymi słowy, co powoduje, że zaczyna pan zgłębiać jakąś sprawę?

Najważniejsi są dla mnie ludzie, ich tragedie, dramaty i potrzeba, którą w sobie mam od zawsze, aby pomagać słabszym, skrzywdzonym, ofiarom przestępstw. To powoduje, że zajmuje się taką a nie inną tematyką.

Jest pan pasjonatem pracy dziennikarskiej, ale to nie pasja sprawia, że jest pan skuteczny. Co Pana motywuje? Jak pan pracuje?

Tak jak powiedziałem wcześniej, motywuje mnie chęć pomocy ludziom. Zwłaszcza tym, którym nikt inny nie chce lub nie potrafi pomóc. O tym jak pracuję długo, by można opowiadać, ale niech to pozostanie moją tajemnicą.

Redaguje pan magazyn Reporter, na którego łamach są publikowane przede wszystkim reportaże kryminalne, a w ostatnich miesiącach nakładem Wydawnictwa Harde ukazały się książki pana autorstwa: "Byłam dziewczyną mafii", "Masa Jak stałem się bestią. Od pakera do gangstera", "Co się stało z Iwoną Wieczorek", "Komando śmierci" i wreszcie ostatnio - "Urwane ślady". Jaki cel panu przyświeca?

Precyzując, książki ukazały się nie w ciągu ostatnich miesięcy a ostatniego roku. Pierwsza była w czerwcu zeszłego roku, a ostatnia „Urwane ślady” w czerwcu tego roku. Nie piszę ich jednak z miesiąca na miesiąc, często są to materiały zbierane latami.

O pisaniu książek myślałem w zasadzie przez całe życie. Jednak nigdy nie miałem na to czasu, teraz mam go jeszcze mniej, mimo to bardzo mnie to zajęcie zaabsorbowało. Książki, które do tej pory się ukazały, to są reportaże, tylko dłuższe. Całe życie zajmowałem się reportażem i gdy w pewnym momencie pojawiła się propozycja, aby to moje pisanie reporterskie zamknąć w ramach książek, to przyjąłem to niemal entuzjastycznie.

Reportaże ukazujące się w mediach żyją dość krótko, podobnie jak opisane w nich sprawy. W przypadku książek życie tych historii nabiera innego wymiaru, przedłuża się, zostaje zachowane na lata.

Czy wierzy pan, że książki mogą się przyczynić do odkrycia prawdy?

Oczywiście, zwłaszcza książki reporterskie, z beletrystykę bywa już różnie. To co ja robię, czy to w reportażach gazetowych czy w książkach, ma za cel dotarcie do prawdy. I myślę, że mi się to udaje.

"Urwane ślady" poświęcone są wybranym zaginięciom, i tym medialnym, i tym o których świat zapomniał. Według jakiego klucza dobierał Pan sprawy?

Wybierałem sprawy niewyjaśnione, z którymi w jakiś sposób jestem związany emocjonalnie. Nie tylko te głośne, ale również mniej znane, czy też całkowicie zapomniane. W początkowej wersji miałem wybranych około 30 historii.

Niestety z ponad połowy musiałem zrezygnować, gdyż książka miałaby wówczas co najmniej dwukrotnie taką objętość jak obecnie. Myślę jednak, że wrócę do nich za rok w drugim tomie "Urwanych śladów”.

Które z nich mają szansę na rozwikłanie, a który być może nigdy nie znajdą rozwiązania?

Chciałbym, by wszystkie udało się rozwiązać.

Które z tematów, które pan badał są dla pana najważniejsze? Do których pan wraca?

Wszystkie są dla mnie ważne i do wszystkich będę wracał. Nad większością z tych spraw pracujemy cały czas jako fundacja.

Pracuje pan nad kolejną książką dla Wydawnictwa Harde. Czemu będzie poświęcona?

Pracuję nawet nad kilkoma książkami. Dla Wydawnictwo Harde przygotowuje kolejny tom z cyklu "Śledztwa Szostaka”, zatytułowany "Gangsterskie egzekucje”.

Jest to książka, w której staram się wyjaśnić kilkadziesiąt głośnych i mniej znanych niewyjaśnionych do dzisiaj egzekucji mafijnych. Myślę, że mi się to udało. Ta książka na pewno wywołała poruszenie nie tylko w świecie gangsterskim, ale także wśród śledczych, bowiem w wielu sprawach popełniono żenujące błędy, a zbrodnie te dawno powinny być wyjaśnione.

Od kilku miesięcy pracuję również nad najważniejszą dla mnie książką, na właściwie z sagą zatytułowaną "Reporter”. W moim zamierzeniu ma to być polski odpowiednik "Millenium” Stiega Larsena.

Moim zamysłem jest połączenie fikcji literackiej z autentycznymi historiami kryminalnymi, których echa pamiętamy niemal wszyscy. To prawdziwe, mocne historie, napisane w konwencji thrillera, z trzymającą cały czas w napięciu fabułą. Myślę, że tę serię będzie można czytać na kilku płaszczyznach. Nie tylko jako mroczne kryminały.

To także historie pełne prawdziwych ludzi i zdarzeń, których tajemnice stara się rozwikłać główny bohater. To połączenie reportażu z powieścią kryminalną. Moim zdaniem to będzie zupełnie nowa formuła literacka. Mam nadzieje, że znajdę wydawcę i ta książka ukaże się jeszcze w tym roku.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić